sobota, 2 lutego 2013


Rozdział 10
Muzyka!
Oczami Justina

Było naprawdę zimno i… późno. Już dawno powinienem być w pokoju hotelowym. Ledwo opanowywałem swoją złość – ile może trwać jedna sesja zdjęciowa?! Tymczasem Julia pewnie się martwi i nie wiadomo co wymyśla. Zaraz dostanę telefon od mamy, która będzie myślała, że umarłem po drodze z powrotem.
- Justin… - usłyszałem za sobą jeszcze raz i poczułem czyjś dotyk na swoim ramieniu. Odwróciłem się.
- Selena… - wyszeptałem i spojrzałem na dotykającą mnie, delikatną dłoń. – Dawno cię nie widziałem. Co tu robisz? – zdziwiłem się. Znam Selenę od dawna, wręcz od początków mojej kariery. Na początku między nami było dość sztywno (może dlatego, że byłem o głowę niższy od niej, a ta jeszcze uparcie nosiła szpilki), ale potem jakoś daliśmy na luz i byliśmy całkiem niezłymi przyjaciółmi, ale wiadomo jak to jest, gdy jest się gwiazdą światowej sławy, i w tym wypadku nie dotyczy to tylko mnie. Nie mieliśmy czasu, kontakt się zerwał, nawet nie myśleliśmy o siebie. Dlatego tak zdziwiłem się na jej widok. Podniosłem głowę i w ciemnościach spostrzegłem jej twarz. Opatulona była w gęsty, brązowy szal, jednak kurtkę miała tak cienką, że aż przeszły mnie dreszcze. – Zimno… - wyjąkałem.
- Co ja tu robię? Powiem ci czego nie robię… Nie śpię w cieplutkiej pościeli, a już dawno powinnam, a do domu jeszcze daleeeeko. – powiedziała, przedłużając ostatnie słowo, po czym uśmiechnęła się i poprawiła włosy, którymi od czasu do czasu targał wiatr. Przytaknąłem głową. – Udana sesja.
- Dziękuję. Dziękuję bardzo! – powtarzałem, co mam w zwyczaju robić, gdy nie wiem co powiedzieć. – Zaprosiłbym cię do siebie, skoro masz jeszcze kawał drogi do hotelu, ale łóżko mam niestety zajęte. – i nastała przejmująca, niezręczna cisza. Co ona sobie teraz pomyśli? Co mam teraz powiedzieć?! Że kto śpi koło mnie? Jak ją nazwać… Służąca? Pokojówka? Opiekunka?! Koleżanka?! – Mój kot. Kot śpi obok… - odchrząknąłem.
- Kot? – spytała. – Ty masz kota? Przecież ich nie lubisz…
- Umm… - jęknąłem. – Mam też dwa szczury! Kto by się spodziewał? – roześmialiśmy się, a przez chwilę potem milczeliśmy. – Selena, dawno cię nie widziałem.
Spojrzała na mnie.
- Z drugiej strony nigdzie mi się nie spieszy. Przejdziemy się? – spytała. Nikt nie rozumie drugiej osoby tak bardzo, jak człowiek, będący w podobnej sytuacji. Jestem pewien, że sława Seleny też nie daje jej spokoju. Może ona też nie ma przyjaciół, tak jak ja? Może ona też cierpi? Chociaż nie… Jakoś po niej nie widać. A czy po mnie łatwo to poznać? Bardzo chciałem spytać ją o to wszystko i powiedzieć jej o wszystkim co czuje, o tym, że jestem zupełnie sam i potrzebuję, by ktoś mi pomógł, ale nic nie potrafiłem z siebie wydusić. Zastanawiałem się, czy naprawdę warto jej tak bardzo zaufać. W końcu tylu ludziom już zaufałem i mnie zawiedli. Lecz ona lepiej rozumie to uczucie, które mi towarzyszy ostatnimi czasy, prawda? Ona mnie zrozumie, wmawiałem sobie. Miałem tyle wątpliwości. Potrzebowałem czasu, by uporządkować szczegóły w mojej głowie.
- Niestety ktoś na mnie w domu czeka…
- Kot? – zerknęła na mnie z rozbawieniem.
- Może… - wyszeptałem, oblizałem zmarznięte usta i pomachałem jej na pożegnanie.
Oczami Julii

Gdy Justina nie było w domu mogłam w końcu pomyśleć i poukładać sobie wszystko od nowa. Cieszyłam się, że sesja zaczynała się i kończyła wieczorem, ponieważ właśnie o tej porze uwielbiam rozmyślać najbardziej. Zrozumiałam przy okazji, że zawód mojej mamy nie jest taki banalny, jaki mógłby się pozornie wydawać… Jako psycholog ma całe mnóstwo pacjentów, i nie dość, że ma swoje problemy, musi też rozmyślać nad problemami innych. Wcale nie jest to takie łatwe. Czasami ciężko do kogoś dotrzeć. Na przykład taki Jus. Ma wszystko, czego pragnie każdy z nas – pieniądze, sławę, talent, fanów, a jednak coś go dręczy. Momentami jest szczęśliwy, lecz codziennie nadchodzą chwile depresji. On myśli, że o tym nie wiem. Lecz przede mną nie da się takich rzeczy ukryć. Coś mi podpowiadało, że on sam siebie nie rozumie, co dopiero ja mam pojąć jego zmartwienia. Jus potrzebuje czasu, ale przede wszystkim porządnej dawki miłości. Natychmiast. Teraz tylko pomóc mu tak, by się nie zorientował, że mam taki zamiar.
W dodatku wydaje mi się, że Justin przy znajomych, nawet przy mnie, staje się weselszy, po jakimś czasie tylko udaje szczęśliwego, a później jest kompletnie zdołowany i mało przed kim się otwiera, ale bardzo chce. Z jednej strony to dobrze, że nie ufa każdemu po kolei, z drugiej, on musi w końcu wyrzucić z siebie to wszystko, co mu ciąży na sercu. Nie część, nie połowę - wszystko! Sama do tego nie dojdę, on musi mi powiedzieć o co chodzi, bym mogła mu pomóc.
Moje rozmyślania przerwało skrzypnięcie otwieranych drzwi. To był Justin. Podszedł, nic nie mówiąc, prawdopodobnie obawiając się, że mnie obudzi. Gdy wszedł do sypialni nasz wzrok się spotkał. Leżałam na łóżku.
- Hej… - wyszeptaliśmy. On odłożył torbę, zdjął kurtkę i szalik, które elegancko powiesił na wieszaku, ściągnął buty i położył je przy progu. Usiadł obok mnie i westchnął. Po chwili ciszy spytałam.
- Co jest? Dlaczego znowu jesteś smutny?
- Bo ja wiem? Jakoś mi samotno i tyle. – wzruszył ramionami. Położył się.
- Justin… - zaczęłam. Ścisnęło mi się serce. Dlaczego tak bardzo cierpię razem z nim? – Ale wiesz, że jestem tu po to, by ci pomagać, i w razie czego możesz zawsze mi powiedzieć o wszystkim? – zapytałam, bo wiedziałam, że w głębi duszy chciał, chociaż przy jednej osobie, wyrzucić z siebie to wszystko, co do tej pory skrywał głęboko przez każdym. On jednak pokręcił przecząco głową.
- Nie wiesz tego? – spytałam. – Nie mówię tego tylko po to, by powiedzieć, ani dlatego, że tak wypada. Poważnie, Justin, chcę ci pomóc. – mówiłam, wiedząc, że może robi mu się teraz wstyd, bo dotarło do niego, iż większość ludzi zdaje sobie sprawę, iż chłopak nie jest uśmiechnięty i radosny na co dzień. Dobrze przewidziałam.
- To na serio tak po mnie widać? – zwrócił się i zmarszczył brwi. – Naprawdę widać po mnie, że ledwo daję sobie radę? Jestem zwykłym idiotą…
- Nie, Justin, ludzie tego nie zauważają, bo nie chcą tego zauważyć. – wytłumaczyłam, siadając nieco bliżej, by móc spojrzeć na jego twarz. – Ale ja to wiem.
- Jakim cudem? – szepnął, mając przymknięte powieki i unikając mojego wzroku.
- Po pierwsze jestem przy tobie więcej czasu niż inni. Po drugie trochę się na tym znam. Po trzecie... uh, to zbyt skomplikowane.
- Chcesz powiedzieć, że wyczuwasz, kiedy mam zły humor? – tym razem spojrzał na mnie, po części jak na wariatkę, po części z zainteresowaniem. A może po prostu nie umiałam odczytać nic z jego wzroku?
- Intuicja. – odpowiedziałam. – Nie patrz się tak na mnie, to nie ma nic wspólnego z magią. – roześmiałam się i nastała chwilowa cisza. – Po prostu wyczucie. – dodałam, lecz chłopak nic nie odpowiedział. Oddychał spokojnie, niby zastanawiając się, jednak nieświadomie zasypiając. – Na przykład teraz jesteś smutny... - stwierdziłam po cichutku, by w razie czego nie zbudzić go ze snu. Justin nie spał.
- Ale nie wiesz dlaczego. – odparł, nawet nie odwracając się w moją stronę.
- Wiem… Ale nie wszystko. I sama się nie dowiem. Jeśli ty będziesz ze mną współpracował to ja ci pomogę i będzie wszystko ok. Swag. – uśmiechnęłam się.
- Nie potrzebuję pomocy! Jestem szczęśliwy! – krzyknął. Wiedziałam, że mówił tak tylko dlatego, bo bał się, iż ja, tak jak i inni ludzie, zdając sobie sprawę z problemów Justina, zostawię go z nimi samego i nie pomogę mu, bo uznam, że chłopak, który ma wiele zmartwień nie jest rozrywkowy i nie można się przy nim czuć dobrze.
- Jak wolisz… - zgodziłam się niechętnie. – Chcę żebyś wiedział, tak na wszelki wypadek, że ja nie jestem jak inni… Ja cię wysłucham i ci pomogę. Justin, nie bój się otrzymywać od kogoś pomocy. Na tym polega przyjaźń.
Uśmiechnął się nieznacznie.
Oczami Justina

Nie wiem skąd ona to wszystko wiedziała. Nie mam pojęcia gdzie nauczyła się dobierać słowa w ten sposób, by jak najdokładniej opisać moje uczucia lub powiedzieć to, co mi sprawi największą przyjemność. Mówiła jak… jak mój Anioł Stróż. Ten, który był przy mnie od początku do końca i znał na pamięć każdą chwilę mego życia. Ten, który znał ten sam ból, co ja…
Oczami Julii

Jego serce, które nie zaznało w życiu wiele miłości, kryło się za grubą, lodową powłoką. Trudno było ją roztopić – zbyt dużo czasu trwała w bezruchu i nikt nie próbował jej przebić odrobiną czułości. Mimo wszystko wiedziałam, że za tą twardą powłoką znajdowało się wrażliwe, wielkie serce, które z każdym biciem przemawiało: ,,Nigdy więcej nie chcę być same!”. Tylko szeptało, chociaż chciało krzyczeć, jednak bało się, że jednak ktoś usłyszy…
Rankiem
Noc minęła spokojnie. Wstałam bardzo wcześnie i przygotowałam Justinowi śniadanie, spakowałam wszystko, co mu się mogło przydać do torby, rozpakowałam do końca wszystkie walizki, ponieważ ktoś w końcu musiał to zrobić, po czym znowu się ułożyłam w łóżku i zasnęłam. Najprawdopodobniej Jus obudził się niedługo później, zjadł, ubrał się i wyszedł…
A ja przetarłam oczy i przeciągnęłam się. Na stoliku czekała na mnie kartka.
Julia, nie daję sobie rady

I podpis Justina.
Oczami Justina

Po moim dzisiejszym wywiadzie na żywo w radiu i po załatwieniu parę innych ważnych spraw, spotkałem się z Seleną. Przez jakiś czas gadaliśmy – mieliśmy wiele do nadrobienia, tak dawno się nie widzieliśmy. W pewnych chwilach miałem wrażenie, że dziewczyna ma ten sam problem co ja, w innych wydawało mi się, że jest przeciwnie – ma wielu przyjaciół i jest z nimi przeszczęśliwa. Nigdy się jej nie nudzi, bo wszędzie ją lubią i ma z kim spędzać czas.
- Ty, taki popularny, i tobie się nudzi? – pytała. – O, właśnie! – zawołała. - Przy okazji… Słyszałam z mediów, że jeździsz po świecie z jakąś ,,pomocnicą”.
- Nie nazywaj jej tak, to brzmi jakbym ją wykorzystywał. Nie, to tak bardziej dla towarzystwa, bym nie wracał do pustego pokoju, by nie było mi smutno… Ale racja, wiele mi pomaga… - objaśniłem jej i uśmiechnąłem się. Przechadzaliśmy się, mimo mrozu, po parku.
- Aha… Oh, Jus. Daj spokój! Nie możesz codziennie wracać do domu i spędzać czas z tylko jedną osobą, która na dodatek ma obowiązek przekazywania twojej mamie wszystkiego, co się dzieje. Nie czujesz się skrępowany i nieśmiały przy niej?
- Nie, ufam jej. – odpowiedziałem bez ogródek i wpatrzyłem się w ziemię. Z drzewa spadł jakiś liść i przeleciał mi przed twarzą. Ona wzruszyła ramionami.
- Jesteś młody i jest dużo ciekawszych rzeczy do roboty niż kiszenie się w hotelu z koleżanką. Mam pomysł, chodźmy dziś na imprezę. – zaproponowała i rozpromieniła się. - Ja wybiorę miejsce i cię zaprowadzę. Znam dobrze tą okolicę. No, dawaj! Będzie fajnie! – przekonywała mnie.
Zawahałem się, ale pokiwałem głową.
30 minut później
Po jakimś czasie wróciłem do hotelu, wymieniając się przedtem numerami telefonów komórkowych razem z Sel. Starałem się nie napotkać wzroku Julii, ponieważ byłem pewien, że rano przeczytała kartkę, którą jej zostawiłem. Nie wiem dlaczego, ale wstydziłem się tego. Podreptałem do łazienki i wziąłem szybki prysznic, gdyż rano nie zdążyłem tego zrobić, a w końcu dzisiaj wieczorem, prócz imprezy, która mnie czeka, muszę omówić kilka spraw związanych ze wczorajszą sesją zdjęciową. Zamiast rozkoszując się ciepłą wodą, spływającą po moich ramionach, zastanawiałem się, czy powiedzieć Julce o zabawie, na którą dziś idę, czy trzymać buzię na kłódkę. Czy powiadomiłaby od razu o tym moją mamę? Cóż, ta i tak by się dowiedziała z mediów… Nareszcie wpadłem na pewien pomysł. Wyszedłem spod prysznica, prędko wytarłem się ręcznikiem i założyłem na siebie luźne ubrania. Wtem usłyszałem pukanie do drzwi.
- Mogę wejść? Ja tylko po jedną rzecz. Już skończyłeś się myć? – pytała Julia.
- Jasne, wchodź. – powiedziałem i otworzyłem jej drzwi. Zająłem się suszeniem i układaniem włosów przed lustrem, podczas gdy nastolatka szukała czegoś w szufladzie. Usłyszałem za sobą szczęk, który mnie trochę przestraszył. Odwróciłem się w tamtą stronę. To Julia otwierała klatkę szczurów, które od razu wyskoczyły na zewnątrz i pobiegły w dwie różne strony, czując się z każdą sekundą coraz pewniej. Oddalałem się, gdy podchodziły zbyt blisko, zabierałem im nogi sprzed nosa, by nie były w stanie mnie chociaż dotknąć. Po jakimś czasie przyzwyczaiłem się i z uśmiechem na twarzy patrzyłem jak dwa malutkie stworzonka ganiają się w podskokach po całym pomieszczeniu.
- Haha, patrz jak tamta skacze! – śmiałem się. – Matko, nie wiedziałem, że szczury tak potrafią.
W końcu oba zwierzątka weszły z powrotem do klatki. Jeden, większy, schował się gdzieś w kącie, a drugi od razu podbiegł i wtulił się w niego mocno. Popatrzyłem na Julię.
- Każdy potrzebuje czułości. – skomentowała. Uśmiechnąłem się i przeczesałem włosy dłonią.
- Julia… Ja dziś wychodzę na noc, nie obrazisz się? – zacząłem niepewnie. Przyjrzała mi się uważnie.
- A gdzie? – spytała. Zacząłem przebierać nerwowo palcami.
- Z koleżanką na… małe przyjęcie. – odpowiedziałem i oblizałem usta z zakłopotaniem. Nagle wpadło mi coś do głowy. Zrozumiałem jakim totalnym idiotą jestem! Spotykam Selenę po takim długim okresie nie odzywania się do siebie i wybieram się z nią na imprezę, a Julia, która się dla mnie poświęca i marnuje tyle czasu, i wkłada tyle wysiłku w swoją pracę, siedzi sobie sama w pokoju i całymi dniami na mnie czeka, a teraz jeszcze noc. I jej nigdzie nie zaprosiłem, nigdzie z nią nie wyszedłem. Wciąż myślę o tym, jaki to ja jestem nieszczęśliwy, a ona mi pomaga, lecz nie wpadło mi do głowy, że i jej może być przykro z różnych powodów, może nawet z mojej winy, i ani jej nie wesprę ani nic.
Oczami Julii

- I jeszcze jedno. Chciałem cię też zaprosić dzisiaj do restauracji, najlepszej w okolicy. Tak w ramach podziękowań za wszystko i… może będziemy mieli okazję czegoś się więcej o sobie dowiedzieć. – powiedział lekko zachrypniętym głosem, spojrzał na mnie pytająco i oblizał swoje wargi. Zaparło mi dech w piersiach.
- Wow, dziękuję, naprawdę! Woah… Nie wierzę. – zaśmiałam się. – Jej… Super.
Oczami Justina

Uśmiechnąłem się.
- To super… - wyszeptałem.
- A gdzie to jest?
- Niespodzianka… - odparłem, a gdy zajęliśmy się swoimi sprawami, wysłałem po cichu SMS-a do Seleny: ,,Jest w pobliżu jakaś fajna restauracja?”. Zaraz, zaraz… A jak ona pomyślała, że to randka? Ups… Niezręcznie. Zaczerwieniłem się nieznacznie. Poszedłem do sąsiadującego pomieszczenia, gdzie Julka prawdopodobnie, jak to dziewczyna, dobierała strój na wieczór. Prawie zderzyliśmy się w przejściu. Zaśmialiśmy się nerwowo.
- Wiesz, niezręcznie o to pytać, ale… - zaczęliśmy oboje. – Czy to jest randka?
Zarumieniliśmy się.
- Ee… Znaczy… - nie chcieliśmy powiedzieć źle, bo jeśli jedno z nas miało nadzieję, że to jednak jest randka, a drugie odpowie, że nie, to byłoby nam przykro. – Chyba… No, wiesz… Chyba… - napotkaliśmy swój wzrok. – Nie… - odparliśmy równocześnie. – No! – roześmialiśmy się.
- Taka przyjacielska randka… Prawda? – spytałem.
- Tak! Wiesz, nigdy nie byłam na takiej… przyjacielskiej randce. Nie wiem jak się ubrać. – rozejrzała się po pokoju.
- We wszystkim będzie ci pięknie. – powiedziałem, a ona schowała głowę w szafie. – Haha, nie chowaj się… Wiesz, może... – jąkałem się. – Jesteśmy przyjaciółmi, więc… - zdawało mi się, że mówię zbyt niepewnie, nazywając nas ,,przyjaciółmi”. – Mogę ci coś kupić. – zaproponowałem, ale ona nalegała, bym zrezygnował z tego pomysłu.
- Nie, Justin! Bo ty mi tyle dasz, a ja nie mam ci nic do zaoferowania. – tłumaczyła, przeszukując swoją małą górkę ciuchów.
- Myślę, że masz… - odpowiedziałem. Spojrzała na mnie podejrzliwie.
- Boję się ciebie. – zaśmiała się.
- To… to wyjdziemy razem do tej restauracji, tak? Wieczorem? – pytałem, starając się by nie brzmiało to romantycznie, bo jedyne co czułem do Julki to wdzięczność i przyjaźń, mimo to bardzo silne były te emocje. Pokiwała głową.
Wieczorem
Ubrałem się elegancko i przeczesałem włosy. Przygotowany i pachnący moimi najnowszymi perfumami czekałem na Julkę przed drzwiami. Ta wreszcie się zjawiła. Ubrała się całkiem nieźle, zważając na fakt, iż nie ma ona zbyt dużo pieniędzy. Było nam trochę głupio. Czuliśmy się jakbyśmy szli na randkę, a nie wyobrażaliśmy sobie byśmy byli… razem. Nie wiem jak nazwać coś, co było między nami, to było coś ponad przyjaźń, coś tak niesamowitego… Nie nazwałbym tego miłością, ale… Tak, to było coś wyjątkowego. Była takim moim małym aniołem, pilnującym mnie na każdym kroku.
W restauracji
Usiedliśmy w końcu na swoich miejscach i nastała taka niezręczna cisza, gdy czekaliśmy na kelnera, by złożyć zamówienie.
- Witam. – podszedł do nas mężczyzna. – Co państwo zamawiają? Polecamy specjalne danie dnia, dla par w cenie…
- Nie jesteśmy parą. – przerwałem mu, patrząc się w oczy Julce pytająco.
- Siostra? – spytał.
- Tak. Kochana siostra. – dodałem. Wreszcie udało nam się przekonać kelnera, że nie chcemy szparagów ze szpinakiem, złożyliśmy zamówienie i… cisza. Nie chcieliśmy na siłę zaczynać bezsensowego tematu.
- Justin… - Julia przerwała ciszę. Obawiałem się, że jedno z nas palnie jakąś głupotę, ale na szczęście tak się nie stało. Temat jednak nie był przyjemny… - Zostawiłeś mi dzisiaj rano kartkę…


Rozdział długi, ale dużo czasu nie pojawiała się nn, więc... JAK SIĘ PODOBA?!
25 komentarzy = nowy rozdział Proszę nie spamować, podpisywać się nickami z Twittera lub pisać komentarze z konta Bloblo. Jeśli chcecie jakieś inne nazwy to podpisujcie się zawsze jedną i tą samą i najlepiej napiszcie do mnie (Julii) na GG, że takiej nazwy będziecie używać.
Koncert, koncert i po koncercie. Filmiki z koncertu pojawią się na YouTube już wkrótce, o czym was powiadomię. Jakość nie będzie powalająca, ale... :D Muszę przede wszystkim przewrócić film do góry nogami, bo moja mama nie wiedziała jak się posługiwać aparatem fotograficznym. To tyle. ♥ Pa! Kocham Was!
Tagi: 10
04.12.2012 o godz. 21:39 komentuj (31)

Rozdział 9
Kolejny rozdział, bardziej na luzie. Nie wiem, czy wam się spodoba. Pomijając początek raczej śmieszny (chyba). :D Miłej lektury. (:
Oczami Justina

Zatrzymałem się przed ulicą, dosłownie na krawędzi chodnika, z telefonem przy uchu. Wsłuchiwałem się w słowa mamy i co chwila coś jej odpowiadałem. Rozejrzałem się z przyzwyczajenia, nie do końca po to, by się upewnić, czy nic nie nadjeżdża. Mężczyzna stojący koło mnie zrobił to samo i przebiegł przez jezdnię, a ja automatycznie ruszyłem za nim powolnym krokiem, ze spuszczoną głową i wielkim uśmiechem. Aż podskoczyłem, gdy usłyszałem pisk opon, tak głośny, że aż dzwoniący w uszach. To wszystko działo się tak szybko…
Patrzyłem się w stronę, z której rozległ się ten odgłos, przez dosłownie ułamek sekundy. Nadjeżdżał czarny, solidny samochód. Nie zdążyłem nawet zareagować, zamurowało mnie. Całe życie przeleciało mi przed oczami.
- Justin! – usłyszałem krzyk Julii, ale nie zdążyłem nawet się obrócić, nawet na nią spojrzeć.
Oczami Pattie

Serce mnie zabolało i zatłukło mocniej w pierś, gdy usłyszałam pisk opon i przerażający trzask. Wrzasnęłam do słuchawki, ale połączenie właśnie zostało przerwane. Od razu łzy napłynęły mi do oczu, a telefon odłożyłam z impetem na stół. Oparłam się na krześle. Wmawiałam sobie, że mojemu skarbowi nic nie jest, jednak obawa, że Justinowi coś się stało i prawdopodobnie właśnie uchodzi z niego życie, wciąż naradzała się na nowo. Zadzwoniłam do niego jeszcze raz, ale na nic. Nie byłam w stanie nawet wydobyć z siebie słów do modlitwy. Nigdy nie pomyślałam, że… kiedyś może mi zabraknąć syna… Ja nikogo innego nie mam prócz niego. On jest wszystkim co mam. Całym moim życiem. Sensem, dla którego jeszcze istnieję… Nie potrafię żyć bez Justina!
Oczami Justina

Zdążyłem tylko spojrzeć w tamtą stronę. To niesamowite, jak życie przelatuje szybko przed oczami i przypominamy sobie, w chwili zagrożenia życia, wszystkie nasze grzechy i wszystkie nasze radosne chwile w życiu. Wtedy dopiero rozumiemy co jest w życiu najważniejsze i zauważamy rzeczy, które powinniśmy doceniać od dawna… Jak ja dawno nie dziękowałem mamie za to, że jest, za to, że gdy była w moim wieku urodziła mnie i wychowała, za to, że… że jest dla mnie taka dobra i dba o mnie. Kocha mnie… A gdy jestem samotny to mam w zasadzie tylko i wyłącznie ją. A ja tak łatwo się wkurzam i na nią krzyczę, nie słucham się jej. Przecież ona też ma uczucia i jest jej ciężko! Jest sama i tyle w życiu przeszła… A ja…
To wszystko pomyślałem w ciągu sekundy, a dalej już nie miałem okazji.
Julia pociągnęła mnie za rękę tak mocno, że aż mnie zabolało, a telefon wypadł mi z ręki. Zdążyła przyciągnąć mnie do siebie z całej siły, a ja wpadłem na nią i przylgnąłem do niej. Za plecami usłyszałem głośny trzask. Komórka rozpadła się na drobne kawałki pod oponami pojazdu. Przycisnąłem dziewczynę do siebie. Serce waliło mi jak szalone. Nie mogłem się uspokoić.
- Matko… - wysapałem.
- Justin! Nic ci nie jest? – spytała i wpatrzyła się we mnie z lękiem. Wyglądała na przestraszoną, tak jak ja. Zaprzeczyłem.
- Nie… - wyszeptałem. Oddychałem głośno i głęboko. – Dziękuję. – powiedziałem tak czule na ile było mnie stać. – Dziękuję! – powtórzyłem.
Gdyby nie ta dziewczyna zginąłbym nie tylko ja, ale przynajmniej ćwierć świata. Moja mama, część moich fanek i większość moich Belieberek (tak, wiem jaka jest różnica między nimi) popełniłyby samobójstwo. Za dobrze je znam… Kocham je nad życie i gdybym mógł być z każdą z nich – byłbym. Gdybym mógł przytulić każdą – przytuliłbym. Gdybym mógł pomóc każdej, a może nawet uratować jej życie – zrobiłbym to. I nie dlatego, żeby ludzie uważali mnie za dobrego człowieka, chociaż tak powinno być i chciałbym, by tak było, ale dlatego, bo je kocham… Gdyby nie one moje życie nie miałoby najmniejszego sensu. Nie wyobrażam sobie funkcjonować bez ich miłości. Ale ta miłość nie zastępuje mi miłości prawdziwych przyjaciół i nie sprawi, że przestanę czuć się samotnie. Gdyby Julia właśnie nie pociągnęła mnie za rękaw… po prostu zginąłbym.
Powoli to do mnie docierało. Byłem w szoku. Dziewczyna zaprowadziła mnie do hotelu, uspakajając mnie.
Oczami Julii

Justin nadal był zszokowany tym co się wydarzyło, gdy znaleźliśmy się już w hotelu i załatwialiśmy parę ważnych spraw w recepcji. Oczywiście chwilę to trwało… Dłuższą chwilę. Chłopakowi drżał głos, a dłonie nieznacznie drgały, ale powoli się uspakajał. By ochłonąć, odłożył walizki pod ścianę i spacerował w tą i z powrotem, czekając, aż omówię z recepcjonistka wszystko, co trzeba było i w końcu dostanę kluczyk do naszego pokoju, bo jedyne, czego teraz pragnęliśmy to położyć się w chłodnej pościeli.
Niestety musiało to trochę potrwać. Winda musiała się zepsuć akurat dziś i czekała nas wyczerpująca droga po schodach z bagażami na czwarte piętro. Gdy staliśmy już nareszcie pod drzwiami, ciężko dysząc, ledwo udało mi się wsadzić kluczyk do dziurki i dostać się do środka, ale ta upragniona chwila nadeszła i od razu po wniesieniu wszystkich toreb i walizek oboje, w tej samej chwili, rzuciliśmy się na miękkie łóżko.
- Ahh! – jęknęliśmy oboje, przeciągając się. – Nareszcie…
Leżąc tak miałam okazję się przyjrzeć temu pomieszczeniu. Wszystko w pokoju miało ciepły kolor – ściany były morelowe w białe kółka, i wisiały na nich romantyczne i spokojne obrazy, przedstawiające domki nad jeziorem lub w lesie, puszysta wykładzina, rozłożona podłodze z jasnego drewna - beżowa, nawet pościel miała kremową barwę. Widok z okna i równocześnie z balkony był równie prześliczny, ale mam wrażenie, że podczas całej trasy będę podziwiać jeszcze cudowniejsze widoki.
Z jednej strony nie mogłam się doczekać kolejnych dni, tygodni i miesięcy, kiedy będę jeździć po świecie, spotykać wiele ciekawych osób i zachwycać się wspaniałymi miejscami. Nigdy wcześniej nie byłam w takich wielkich miastach, pełnych najlepszych sklepów i nie widziałam takiego miejsca nocą, gdy mnóstwo świateł, reklam i latarni rzucało swój blask na ulice. Ze zdjęć wiedziałam, że to niezapomniane przeżycie, ujrzeć taki widok. Nigdy nie pomyślałabym, że już wkrótce spełni się wiele moich marzeń. Chociaż, czy ja wiem? Tak naprawdę nie marzyłam o takich podróżach. Czego ja w rzeczywistości pragnę? Czy kiedykolwiek chciałam czegoś wyjątkowo mocno? A tak przy okazji… Zastanawiające jest to, że mamy jedno dwuosobowe łóżko, a nie dwa oddzielne. Ciekawe, czy to było zaplanowane. Mam też wrażenie, że wnętrze apartamentu jest równie ciekawe, jak jego cena… Ale dla Justina to pewnie grosze.
- Jestem wykończony. – wyrwał mnie z zamyślenia Jus. Przewrócił się na bok i teraz był zwrócony do mnie twarzą. Widać było wyraźne zmęczenie na jego twarzy. Oczy same mu się zamykały, a jednak wyglądał, jakby nad czym się zastanawiał. – Jestem ci wdzięczny… - wyszeptał i nastała chwilowa cisza.
- Daj spokój… - odpowiedziałam równie cicho. – Każdy by się tak zachował na moim miejscu.
- Jeden fałszywy ruch i zginęłabyś ze mną pod kołami. – mówił, nie spoglądając na mnie, ale wbijając wzrok w pościel.
- Myślę, że gdybym nie zaryzykowała też bym wiele straciła… - odparłam tak cicho, że chłopak ledwo mnie usłyszał.
Oczami Justina

Wiem, że znam Julię od niedawna i przyjaźń tak szybko się nie rozwija, ale to, co powiedziała było naprawdę bardzo miłe. Nie mam przyjaciół. Posiadanie ich będąc tak bardzo sławnym jak ja, jest trudne. Podróżuje się po świecie, wciąż jest się zajętym, nie ma się prywatności i nie można nikomu ufać. Powiesz komuś sekret, pokłócisz się z tą osobą i za chwilę wie o twoich tajemnicach cały świat. Muszę trzymać buzię na kłódkę, a moje największe pragnienia i obawy, muszą być równocześnie najskrytszymi… Chciałbym mieć kogoś, kto będzie mnie rozumiał i dotrzymywał obietnic, by mógł być blisko mnie każdego dnia. A to, co powiedziała dziewczyna, sprawiło, że poczułem się taki ważny dla kogokolwiek, ale po chwili to przyjemne uczucie zniknęło, ponieważ zorientowałem się, że wypadało jej to powiedzieć i na pewno było to lekko przesadzone. Znamy się za od niedawna i wiemy o sobie zbyt mało, by tak bardzo się lubić, doceniać. Po prostu więź między ludźmi nie wiąże się tak szybko. Z drugiej strony czeka nas wiele wspólnych chwil i pojawia się w moim sercu maleńka iskierka nadziei, że jednak w moim życiu pojawi się ktoś, dla kogo będę… przynajmniej ważny. Może nie najważniejszy, ale… ważny. Coś każe mi nie wierzyć w spełnienie tego marzenia, może dlatego, że boję się rozczarowania.
Julka, tu wszędzie są takie malutkie wkurzające muszki! Ja się tak nie bawię… Ej… Gdzie jest Pac?!
Oczami Julii

W nocy
Wieczorem ja i Justin zasnęliśmy w ubraniach na łóżku – byliśmy bardzo wycieńczeni. W środku nocy obudziłam się i nie mając co robić wyszłam na balkon. Nareszcie mogłam spełnić jedno ze swoich marzeń, mimo tego, iż nie było ono wyjątkowo wielkie. Tak, ten widok jest cudny… Mój humor się poprawił i patrzyłam się tak dobre piętnaście minut. Ta trasa będzie na pewno fajna, myślałam, ale nadal niepewnie. Uśmiechnęłam się. Wróciłam do środka i przebrałam się w piżamę, nie obawiając się, że Justin mnie zobaczy, bo spał twardo jak kamień. Zanim podeszłam, chłopak zdążył już się uwalić na całym łóżku.
- Ej, no! – zawołałam i westchnęłam. Zbliżyłam się i, z wahaniem, spróbowałam go przesunąć na jego połowę. – Jesteś taki ciężki… - szeptałam. Po jakichś trzech minutach harówy, gdy Jus leżał już idealnie za linią przepoławiającą nasze łóżko, zadowolona z siebie, ułożyłam się obok i zgasiłam lampkę. A on nawet nie drgnął. Ale widocznie nie było mu wygodnie w tej pozycji, bo nagle tak głośno chrapnął, że o mało zawału nie dostałam.
Oczami Justina

Jasne… Pewnie sama sobie chrapnęłaś!
Oczami Julii

Tak, wmawiaj to sobie.
Rano
Obudziłam się znów jako pierwsza, ziewnęłam i przewróciłam się na drugi bok – ujrzałam przed sobą cudowny widok. Plecy Justina. I te właśnie plecy przypomniały mi o swoich obowiązkach. Ale zaraz… Jakie ja mam obowiązki w tej pracy? Że co mam niby robić? Chyba nie wyjaśniliśmy sobie pewnych spraw. Że ja mam go obudzić teraz, tak? No, dobra.
Godzina 13.00
Nie wiedziałam, że nawet podczas trasy będziemy mieć zajęcia z nauczycielką, ale cóż, to w końcu logiczne. Tym razem nie mieliśmy lekcji w naszym domu, w tym przypadku w pokoju hotelowym, ale w jakiejś szkole w pustej sali. Nauczycielka była ta sama – pojechała z nami, a nawet odrobinę wcześniej. Podczas francuskiego odrabialiśmy wspólnie ćwiczenia.
- To jest chyba źle… - podpowiadałam skupionemu Justinowi.
- Ty jesteś zła… - odpowiedział, a ja się zaśmiałam.
- Ale z tym jest coś nie tak! – upierałam się.
- Z tobą jest coś nie tak! – postawił na swoim. Wzruszyłam ramionami i poczekałam, aż skończy. Nie rozumiałam tego, zwyczajnie tego nie ogarniałam.
- Nie umiem tego. – jęknęłam i wpatrzyłam się w słowa, których nie rozumiałam.
- Patrz! To jest proste jak… jak but! – zawołał. Zaśmiałam się głośno. – A nie, to się mówiło proste jak… bułka z masłem.
- Ty jesteś prosty jak but! Haha!
- Oo! Ale super! To ostatni rozdział z tego tematu, zbliża się sprawdzian. – ucieszyła się nauczycielka, a my spojrzeliśmy na siebie ze strachem.
- Jak pani może? – spytał Jus, bo poczuł się fajny.
- Normalnie, patrz i ucz się. Wyciągam długopis… Wyciągam sztyft…
- Ale moralnie! – krzyknął, a kobieta tylko pokręciła głową.
- Ty to lepiej idź po kredę… - powiedziała. – Ale migiem! Mierzymy czas. Mam stoper. Na trzy startujesz! – Justin zerwał się z miejsca, słysząc te słowa. – Trzy!
10 sekund później
Justin zbiegł schodami dwa piętra, wziął od portiera kredę i popędził z powrotem. Zrobił to wszystko w dziesięć sekund!
- Jesteś w zmowie z panem portierem, oszusta, siadaj! – krzyknęła nauczycielka, a Jus opadł ciężko na krzesło i zachichotał. – Wyjmuj dzienniczek, czy jakąś kartkę, musisz coś napisać ode mnie do mamy… Ty, Julia, też. Zrobicie zdjęcia i im wyślecie na maila czy coś. Piszemy. Ok, dyktuję. ,,Julia i Justin… non stop rozmawiają… na lekcji.” Piszcie! Bez dyskusji. Nie zerkać na siebie! Pisać dalej! ,,Proszę o rozmowę i… o przypilnowanie…”…
- Bachorów. – dokończył Jus, rozluźniając atmosferę. Wybuchliśmy śmiechem.
Na tańcach
Tak, i oczywiście lekcje tańców też mieliśmy. Po krótkiej rozgrzewce graliśmy w zbijaka, znowu! Oczywiście wciąż się ślizgałam w moich super skarpetkach, a Justin się popisywał swoimi umiejętnościami. Na początku zbijał każdego prócz mnie, żeby potem móc się na mnie bezczelnie wyżyć. Latałam w tą i z powrotem i czułam, że zaraz oberwę, prawdopodobnie w tyłek.
- Jak mnie zbijesz, to … lepiej pożegnaj się z życiem! – krzyknęłam. Teraz piłka była na mojej połowie, ale wyślizgnęła mi się z rąk i zanim zdążyłam do niej podbiec, przekroczyła linię i znalazła się po stronie chłopaka. On od razu wziął ją w ręce i uśmiechnął się szyderczo. Byłam tak blisko, że najgorszy zawodnik mógłby mnie zbić bez problemu. Pisnęłam, i gdy ten już się zamachnął, jakoś… wzięłam pachołek oddzielający nasze połowy i w niego rzuciłam. Spanikowałam! Haha! On zdziwiony złapał go, i na szczęście nie zrobiłam mu krzywdy, ale wszyscy zaczęli się śmiać, a ja miałam okazję do ucieczki. Ha!
No, ale Justin wygrał. A potem tańczyliśmy i było okropnie.
Oczami Justina

Po lekcji wróciliśmy do hotelu i odpoczęliśmy chwilę. Przez kilka minut ,,kłóciliśmy się”, kto pierwszy pójdzie brać prysznic, aż w końcu wypadło na mnie (nienawidzę krótszych zapałek!). Umyłem się i odświeżyłem, a po wytarciu się, owinąłem ręcznik wokół bioder i wyszedłem z łazienki, po drodze przeglądając się w lustrze. Tak, zakład, że się uśmiechnie na mój widok! Po moich ramionach spływały krople wody. Poprawiłem mokre włosy, po czym, przytrzymując mocno ręcznik, wszedłem do sypialni i usiadłem na łóżku. Ukradkiem spojrzałem na nią. Była wgapiona w komórkę. Huh…
- Teraz moja kolej. – stwierdziła i nawet na mnie nie zerkając kątem oka, skierowała się do łazienki. Machnąłem ręką i wyjąłem z mojej walizki moją przytulankę (tak, mam przytulankę, bo lubię się tulić i jest słodka!). Jest taka brzydka, że aż piękna i urocza. To taka jakby laleczka voodoo, mięciutka w dotyku, ale w takich ubraniach, że wiecie. SWAG! I jest taki kochany i… No. I to jest mój przyjaciel. Ale nikomu nie mówcie, bo jeśli ktoś, kto nie jest Belieber, się dowie, to mnie wyśmieje…
Pech chciał, że Julia zobaczyła mnie z moją maskotką i poczułem się niezręcznie.
- Awww, jaka śliczna! – zawołała i się jej przyjrzała.
- Nazywa się Pan Bezimienny. A może Swag? Sam nie wiem. – mówiłem.
Julia była tak wykończona, że nie mogła mnie odprowadzić na sesję zdjęciową, którą miałem tego dnia. Szybko się wyszykowałem i wybiegłem. Obiecałem wrócić ok. 21:00, by się nie martwiła. Telefon podczas sesji musiałem mieć wyłączony.
Godzina 18:30
- Tak, dobrze! A teraz odchyl głowę do tyłu. Właśnie. I otwórz nieznacznie usta. Tak, jest sexy, dziewczynom się spodoba. – mówił do mnie fotograf, a ja poprawiłem włosy. – Zrób to jeszcze raz! Dobrze… A teraz popatrz w lewo i zrób minę, jakby przechodziła tamtędy jakaś piękna dziewczyna. Dawaj, wczuj się! Bardziej! Jakby przechodziła Beyonce… Ale aż tak się nie ciesz, jakbyś chciał ją poderwać! – i to trwało z jakieś trzy godziny. Niby za tym tęskniłem, ale zmęczyło mnie to jak nie wiem…
Szykując się do powrotu do hotelu i wiedząc, że jestem spóźniony, słyszałem jak ktoś mnie woła, ale nie wiedziałem kto… Nie zwracając na to uwagi, wybiegłem z budynku i spieszyłem do pokoju. Włożyłem słuchawki do uszu i włączyłem muzykę.
- Justin… - usłyszałem jeszcze raz, więc ściszyłem piosenkę. Ktoś dotknął mnie za ramię. – Cześć!
Odwróciłem się.


Hej! Przepraszam, za długą przerwę w pisaniu. :( No, ale nieważne. Co tam u Was? Jak się podoba?
24 komentarze = nowy rozdział
Chciałabym podziękować za wszystko Oli (@_Biebs_Kocham_), bo jest taka kochana i zdarza się, że da mi wenę na coś zabawnego. ♥ I te nasze nocne rozmowy.
Na koncercie, w najbliższą sobotę (01.12.12) jednak nie zaśpiewam piosenki Justina, ale cztery inne piosenki, ponieważ wszystkie nowsze kawałki Jusa mają za niską tonację na mój głos, a tam nie będzie możliwości zmiany tonacji na wyższą. :) Koncert, zdaje się, ,,Gwiazdy Jeszcze Nieznane" zaczyna się o 18:00, Dom Kultury na Zaciszu. Znajdźcie sobie w necie. Jak co to podchodźcie do mnie i pogadamy. Powiedzą, że jestem najmłodsza ze wszystkich występujących, skapniecie się która to ja, chociaż wiem, że nikt z Was nie przyjdzie. xd
Przepraszam, jeśli rozdział jest troszkę nudny, ale starałam się, by było śmiesznie.
NIE SPAMOWAĆ! Komentarze podpisywać nickami Twittera albo z konta Bloblo.
Tagi: 9
28.11.2012 o godz. 23:16 komentuj (28)

Rozdział 8
Wiele spraw się wyjaśnia w tym oto rozdziale. :D A poza tym jest Pac, jest impreza! ♥ Miłej lektury!
Muzyka! ( tą piosenkę zaśpiewam też na koncercie, więc pojawi się cover i mam nadzieję, że wam się spodoba :) )
Oczami Julii

Starając się nie zakłócać ciszy nocnej rozmawialiśmy szeptem, mimo, że u Justina w mieszkaniu nie było nikogo innego. Nie zapaliliśmy światła w jego pokoju, by nie raziło nas w oczy, przyzwyczajone już do panującej wokół ciemności. Było bardzo mroczno – szłam ostrożnie, by nie potknąć się o nic lub nie wpaść na cokolwiek. Usiłowałam nie narobić hałasu i nie przerywać głębokiej ciszy. Kiedy już byliśmy u niego w sypialni miałam okazję przyjrzeć się temu pomieszczeniu dokładniej, co wiązało się z wielkim wysiłkiem, ponieważ niewiele dostrzegałam w ciemnościach. Jego pokój był przynajmniej dwa razy większy od mojej, bardzo małej zresztą ,,izdebki”. Znajdowało się tu dwuosobowe łóżko, na którym widocznie spał tylko Justin, ogromna półka na książki, a przy ścianie naprzeciw spora klatka, z której non stop dochodziły szelesty. Czyżby chomiczek?
Usiadłam na łóżku i przesunęłam palcami po starannie wyhaftowanej pościeli. Wyglądała na bardzo drogą. Była prześliczna, naprawdę piękna. On przyglądał się mi jakiś czas, aż w końcu się odezwał.
- Twoja mama jest psychologiem? – spytał, a ja przytaknęłam głową. – Chcesz iść w jej ślady?
- Chyba tak. – potwierdziłam, wciąż przyglądając się wyszywanej kołdrze. - Zresztą sama nie wiem, czy potrafiłabym w dorosłym życiu zarabiać pieniądze w inny sposób. Trochę się na tym znam, a i tak mam jeszcze mnóstwo czasu, by dowiedzieć się więcej. – wytłumaczyłam, nie wiedząc, czemu zadał mi takie pytanie.
- Psycholog to ważny zawód… - powiedział i przez chwilę jeszcze było cicho. – Fajnie, że ze mną jedziesz na trasę. Będę mógł być pewny, że jest ktoś, kto mi pomoże. – dodał niepewnie. – Prawda? – spytał cichutko.
- Tak! Właśnie o to chodzi. – wyszeptałam. - Czemu jesteś smutny? – zmieniłam temat i popatrzyłam na niego. W oczach miał malutkie iskierki, dające się zauważyć nawet w mroku. Wzruszył ramionami. Nie odpowiedział. Zachowywał się jakby chciał uniknąć tego tematu. W takim razie dlaczego mnie zaprosił do siebie?
- Twoja mama ma farbowane włosy, czy ty? – zadał kolejne podejrzane pytanie i zerknął na mnie ukradkiem. Zmarszczyłam brwi. Przyprowadził mnie tu po to, by spytać się czy jestem naturalną blondynką? Na dodatek nie miałam ochoty rozmawiać o mojej ,,rodzinie”, a dokładniej mamie. Nie chciałam, by dowiedział się wszystkiego. Pragnęłam, by myślał, że jestem szczęśliwa, jedynie dziś zdarzyło mi się uronić parę łez. Tylko dzisiaj…
- Żadna z nas, dlaczego? – zdziwiłam się. Chciałam się w końcu dowiedzieć o co mu chodzi, ale najlepszym wyjściem było tylko czekanie na odpowiedź.
Oczami Justina

- Po prostu zaskoczyło mnie to, że twoja mama ma czarne włosy, a ty masz takie złociste. Aż taka różnica… Czy to jest możliwe? – spytałem, ale ona nie odpowiedziała. Schyliła głowę i wpatrywała się w moją kołdrę, wodząc palcem po wzorkach. Spuściłem wzrok i zamyśliłem się. Nie wiedziałem, czy dobrze zrobiłem zaczynając ten bezsensowny temat, ale wydawało mi się, że on gdzieś mnie poprowadzi. Mogłem rozmawiać dosłownie o wszystkim, byle nie miała okazji spytać mnie, dlaczego zbliżało mi się na płacz. Chyba niepotrzebnie ją tu przyprowadziłem… Patrząc na nią, miałem wrażenie, że bardziej ją interesuje pościel niż ta rozmowa.
- Po tacie masz takie włosy?
- Nie wiem. – odparła cicho i westchnęła. Zaniemówiłam na moment.
- Przepraszam. – wydukałem. – On nie żyje, tak?
- Nie wiem… - powiedziała. Oparłem głowę o dłonie i rozważałem, co ona może mieć na myśli, aż uświadomiłem sobie coś, czego nie byłem w stanie z siebie wykrztusić.
- Czy… Czy to jest twoja mama? – wydusiłem. Mój humor jeszcze bardziej się pogorszył. Wzięła głęboki wdech.
- Nie… Nie wiem… - wyszeptała niepewnie, więc dałem jej jeszcze chwilę, by mogła się zastanowić. - Nie wiem... – powtórzyła w końcu, ale wyglądała na pogrążoną w rozmyślaniach, jakby nadal nie była pewna tej odpowiedzi.
- Matko… - szepnąłem. Czułem jak ściska mi się serce. Nie wiedziałem, czy o to spytać, bo widocznie nie chciała o tym rozmawiać, ale coś mnie do tego zmusiło. – Jesteś z adopcji?
- …Tak.
Oczami Julii

Nie byłam w stanie nic więcej z siebie wyrzucić. Powiedziałam już chyba wystarczająco dużo. Bałam się, że teraz Justin będzie widział we mnie niedającą sobie rady w życiu sierotę! Właśnie... sierotę. Niekochaną, odrzuconą przez wszystkich po kolei… Tylko przybrana matka mnie jeszcze nie zostawiła. Moi prawdziwi rodzice, przybrany tata, fałszywi przyjaciele mnie opuścili… Może po prostu tak miało być. Mimo to świat jest piękny i trzeba się z niego cieszyć. Z każdej chwili. Bo powód do płaczu mam wyłącznie ten jeden, a powodów do uśmiechu mam miliony. Tylko czasami po prostu nie daję rady. Wiedziałam, że teraz poczuł się głupio, ponieważ jego problem nie jest taki poważny jak mój, ale ja sądziłam inaczej. Nieważne jak wielki jest dylemat - ważne jak ogromne jest cierpienie. Leciutko podniosłam jego głowę wyżej, by móc spojrzeć mu w oczy, bo chciałam się dowiedzieć co go dręczy. Patrzył na mnie z początku ze zdziwieniem, a potem z uczuciem, którego nie potrafiłam odczytać. Zaciekawieniem? Nadzieją? Teraz już byłam pewna. Cierpiał. Naprawdę wierzył, że nikt go nie kocha, a taka świadomość niezależnie od tego, kim jesteś, boli.* Chłopak, za którym szaleją miliony nastolatek – faktycznie żywił takie przekonanie. Czy to możliwe? Chyba jeszcze nie wiem wszystkiego.
*

To jest niesprawiedliwe! Nie umiem zrobić pracy domowej z francuskiego, a znając życie pani zrobi kartkówkę, a ja nic nie potrafię. To wszystko zaczęło się wtedy, gdy ja i Jus zdecydowaliśmy się na wspólne lekcje języka z nauczycielką. On całe bite czterdzieści pięć minut się wygłupia i nie mogę się skoncentrować! Uh, dobra. Wstawię to zadanie do Internetu, może ktoś mi odpowie.
10 minut później
Jest! Ktoś odpowiedział! Jakiś użytkownik ,,kafel”. Ee… Chwileczkę. To jest źle! Nawet ja to wiem. Eh, na pewno ten kafel to Justin. Poczuł się fajnie, a sam nic nie umie! Dobra, pójdę do niego i spytam się czy to zrobił.
5 minut później
- O, dzień dobry, Julia! – przywitała mnie Pattie. Jak widać znowu odwiedziła Justina. No tak, przecież już dziś wyjeżdżamy. – Wchodź, wchodź. JUSTIN! Pobudka! Do której ty śpisz?! Poczekaj, kochanie, ja już mu pokażę. Justin, koleżanka przyszła! – tak wołając kobieta kierowała się do pokoju jej syna, który po chwili pojawił się w korytarzu i, przeciągając się, witał się ze mną.
- O, hej. – ziewnął głośno, po czym spojrzał na mnie. Po chwili jego wzrok uległ pewnej zmianie, patrzył na mnie inaczej niż zwykle. Wiedziałam dlaczego. To przez wczorajszą rozmowę. Nie podobało mi się to. Na szczęście Pattie przerwała tą chwilę.
- Justin! Nie wstyd ci?! Tak w samych gaciach?! Gdzie masz spodnie? – krzyczała mama chłopaka, a ja się uśmiechnęłam.
- Oh, nic nie szkodzi. Może być. – machnęłam na to ręką. – Ja wiem, że on jest wykończony po ostatniej nocy. – zaśmiałam się, a mama chłopaka spojrzała na mnie podejrzliwie, aż się zarumieniłam. – Nie, że coś. – uśmiechnęłam się, a Jus pociągnął mnie za sobą do pokoju, bym już więcej bzdur nie gadała, więc pomachałam do kobiety i pobiegłam za nim.
Oczami Justina

Potem z Julką mieliśmy niezłą bekę. Na początku sobie normalnie gadaliśmy i przedstawiłem jej mojego chomiczka.
- To jest Pac! – zawołałem nagle i pokazałem jej małe, słodkie, myjące się zwierzątko na moich rękach. – Ojej, on potrzebuje prywatności. Cenzura. – zakryłem go, by się nie zawstydził. – Speszył się. – stwierdziłem.
- A ty byś się nie speszył, gdyby właśnie ktoś cię mi prezentował, jakbyś się mył? – zapytałam i zaśmialiśmy się.
- Nazywa się Pac. Pac, Pac, Pac, Pac! – śpiewałem pięknie jak lektor z Maki Paki. A jeśli mowa o Mace Pace, to wiecie, że to Julia pokazała mi ją w Internecie?
- Oh, przestań, bo cię zaraz pacnę to zobaczysz! – krzyknęła i zachichotała. Akurat zdarzyło się, że w tym dniu mi trochę odbiło (chyba każdy ma takie dni, a u mnie bywają wyjątkowo często).
- Ham dam aga pang ing ang u! Maka Paka aka łaka mika maka mu! – śpiewałem słodkim głosem piosenkę z tej mądrej kreskówki (chociaż przyznam, że w polskiej wersji było lepsze).
- Justin… - westchnęła Jula. – Przestań, bo przyjdzie Maka Paka i ci umyje kamienie i nie powiem co jeszcze! – zawołała i zamierzała wyjść, ale musiała jeszcze popatrzeć na mnie, gdy zwijałem się ze śmiechu.
Oczami Julii

Potem chłopak nieco się uspokoił, ale gadaliśmy na fajne tematy, a on wciąż podrzucał swoja butelką z Nestea, aż z herbaty zrobiła się sama piana.
- Będziesz to teraz pił, geniuszu? – spytałam dla żartu, a on uśmiechnął się i odkręcił zakrętkę. – Matko! Nie mogę na to patrzeć. – zakryłam oczy, gdy Justin wziął już jeden łyk. Widocznie rozśmieszyłam go tym, bo od razu wypluł wszystko na podłogę i wybuchnął śmiechem.
- To nie fair, ty mnie rozśmieszyłaś. Strzelam focha stulecia na minutę.
Oczami Justina

2 godziny później
Już dziś wyjeżdżam. Już dziś wszystko się zaczyna… Ciekawe czy cokolwiek się zmieni. Wszystkim tym, którzy zawsze byli moimi gośćmi na imprezach, wysyłałem sms-ami zaproszenia na krótkie spotkanie pożegnalne, by pogadać ten ostatni raz przed trasą, spędzić ten czas razem. Po pół godzinie oczekiwania, gdy nie uzyskałem żadnej odpowiedzi, a nikt się nie pojawił, zrozumiałem, że ludziom nigdy na mnie nie zależało, tylko na mojej kasie i na sławie, wykorzystywali mnie. Kiedyś mi się wydawało, że mam tylu kumpli! Wpatrując się z nadzieją w ekranik komórki ściekły mi łzy po policzkach. Mama zauważyła to i podeszła bliżej.
- Skarbie… - usiadła koło mnie i starła mi łzy. – Coś się stało?
- Nie. Po prostu będę tęsknił. – odpowiedziałem i przytuliłem ją do siebie.
*

Ostatni raz spojrzałem na mój pokój i przeszedłem się po mieszkaniu. Długo tu nie wrócę… Zresztą przebywam tu dopiero od dwóch czy trzech miesięcy. I tak będę tęsknił. Wszystkie moje walizki wyniósł już mój ochroniarz, więc ja wziąłem tylko klatkę z Pacem i wyszedłem z domu. Zbliżyłem się do drzwi mieszkania Julki i zapukałem, ale nikt mi nie otworzył.
*

Stała tam. Jej nos był zaczerwieniony. Opatulona była mocno szalem, na głowie miała śmieszną, puszystą czapkę z pomponem, a koło niej stała tylko jedna duża walizka i druga malutka.
- Cześć. – przywitałem się. – To wyjeżdżamy, co?
Tylko skinęła głową. Wtedy podeszła do niej mama i zaczęły się żegnać. Wtedy wtuliłem się też do mojej.
- Kocham cię, mamuś.
Aż w końcu po długich pożegnaniach Julka i ja wskoczyliśmy do samochodu. Serce mnie zabolało, gdy dziewczyna wciąż patrzyła mamę, gdy odjeżdżaliśmy. Tak naprawdę ona była jedyną osobą w jej życiu, którą miała. Zresztą ja mam podobnie… Prędko dojechaliśmy na lotnisko i załatwiliśmy po drodze wszystkie sprawy. Oboje byliśmy podekscytowani i nie mogliśmy się doczekać tych wszystkich chwil spędzonych razem, początku trasy, a ja szczególnie tych koncertów, spotkań z fanami! Ale odczuwaliśmy też smutek i strach, niepewność. Ledwo ponad tydzień temu wpadliśmy na pomysł, że ona pojedzie ze mną i nie możemy się już z tego wycofać. To dziwne uczucie… Po jakimś czasie wsiedliśmy do samolotu.
- Mam lęk wysokości… - wyszeptała Julka. Widziałem jak się zdenerwowała, gdy usłyszała w głośnikach, że samolot zaraz startuje. – Boję się.
- Nie bój się. – odpowiedziałem. – Leciałem już miliony razy, będzie ok. – zauważyłem, że moje słowa raczej jej nie poprawiły humoru, więc niepewnie chwyciłem ją za rękę. – Spokojnie. – zaśmiałem się, ale ona nadal powtarzała tylko ,,boję się”.
Jak już byliśmy w powietrzu nastolatka nieco się uspokoiła i zaczęliśmy normalnie rozmawiać. Poprosiłem, by, jeśli się zgodzi, opowiedziała mi więcej o tej adopcji, jak to było.
- Justin… Moja mama, prawdziwa, urodziła mnie, ale po prostu mnie nie chciała. Całe szczęście, że nie zgodziła się na aborcję, bo by mnie tu nie było. Nikt nie wie, kim jest mój ojciec czy matka. Znaleźli mnie pod drzwiami domu dziecka. Byłam wtedy niemowlęciem… Nikogo przy mnie nie było. Podobno byłam zawinięta w niebieski kocyk. – uśmiechnęła się. – Może to było zupełnie inaczej, może mama zostawiła mnie na ulicy, ale ktoś mnie znalazł i zaniósł w bezpieczne miejsce, bym miała opiekę w sierocińcu… Na początku nikt mnie nie chciał przygarnąć… Dopiero po trzech latach wzięła mnie do siebie moja przybrana mama. – przełknęła głośno ślinę. – Ona była po rozwodzie, ale była w związku z mężczyzną, który był niby moim tatą. Ojciec mnie nie zaakceptował, ale mama nie może mieć własnych dzieci, więc musiała zaadoptować dziecko. Jakiś czas, do siódmego roku życia, jeszcze był z moją mamą. On dużo podróżował dookoła świata w sprawach służbowych, zabierał mnie i mamę w fajne miejsca. Pisał książki podróżnicze i był bardzo bogaty, a gdy od nas odszedł miałyśmy bardzo mało pieniędzy i mama nie mogła znaleźć pracy. Wyprowadziliśmy się więc niedaleko miejsca, gdzie teraz mieszkam i teraz pracuje jako psycholog dla młodzieży i dzieci.
- Czyli nawet nie wiesz jakiej narodowości jesteś? – spytałem.
- Umm… - zastanowiła się. – Byłam w sierocińcu w Polsce, więc chyba tam jest moja ojczyzna.
Uśmiechnąłem się do niej.
Oczami Julii

Ta podróż była okropna! Ale nareszcie po wszystkim. Wylądowaliśmy w Kalifornii, gdy panował wieczór. Nigdy wcześniej tu nie byłam. Glendale to rzeczywiście śliczne miasto.
Oczami Pattie

Od razu, gdy Justin wylądował, zadzwoniłam do niego i, całe szczęście, odebrał. Denerwowałam się o niego strasznie, w końcu nigdy wcześniej beze mnie nie wyjeżdżał aż tak daleko.
- Cześć, skarbie! Wszystko ok? – spytałam.
- Tak, mamo. I wiesz co? – zaczął mi opowiadać różne rzeczy, czyli o czym rozmawiał z koleżanką w czasie podróży, o filmie, który obejrzał i tak dalej. Nagle urwał w połowie zdania, usłyszałam, jak Julia woła Justina, a potem pisk opon i trzask. Połączenie zostało przerwane.
- Matko jedyna! Justin! – wrzasnęłam do słuchawki, a do oczu napłynęły mi łzy.

,,Cierpiał. Naprawdę wierzył, że nikt go nie kocha, a taka świadomość niezależnie od tego, kim jesteś, boli." - cytat Harlan'a Coben'a z ,,Bez Śladu".


Starałam się, by było ciekawie, ale ten rozdział pisałam na sprincie, więc przepraszam, jeśli coś się nie podoba. To wszystko możecie napisać w komentarzach!
23 komentarze = nowy rozdział :) Liczba komentarzy ma wzrastać, bo i czytelników przybywa!
Pomóżcie mojej koleżance spełnić swoje marzenie i wygrac konkurs! http://www.youtube.com/user/BatonikDuplo/zostangwiazda Głosujcie tutaj na nią, strona 29, nazywa się Klaudia Równicka. Strona wciąż się zmienia, więc za chwilkę może być na 30 czy dalej. Możecie głosować na nią raz dziennie. :) Dziękuję w jej imieniu!
Tagi: 8
18.11.2012 o godz. 22:08 komentuj (25)

Rozdział 7
Rozdział tak na luzie, ale jak zauważycie na końcu następny będzie już bardziej na poważnie i się akcja rozkręci, chociaż jeszcze niezupełnie. :) Co nie znaczy, że nic się nie dzieje.
Muzyki dziś nie dam! :P I tak mało kto ją słucha.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz