niedziela, 10 lutego 2013


[3] – To był jego świat, jego kredki.

[3]

(…) Mój oddech zaczął się stabilizować, ukłucia w klatce piersiowej ustąpiły, a moje ciało i umysł zaczęły funkcjonować normalnie. Podniosłam głowę, opierając ją o ścianę. Przymknęłam oczy, dając sobie jeszcze chwilę. Wypuściłam ze świstem powietrze, a zimny dreszcz przeszył mnie na wskroś. Otworzyłam oczy, spoglądając na twarz chłopaka.

       W oczy rzuciły mi się jego tęczówki, szaro-niebieskie tęczówki. Przymrużyłam lekko swoje, przenosząc wzrok na swoje kolana, na których dalej spoczywały dłonie szatyna, on dopiero kiedy zobaczył na co tak naprawdę patrzę – zabrał je z moich kolan. Kojarzyłam go ze szkoły aczkolwiek nigdy nie miałam okazji z nim pogadać. Stąd zdziwiło mnie, że to właśnie on podszedł. Spodziewałam się każdego: Justina, Jeydona, ale zdecydowanie nie jego.
- Lepiej ci? – zapytał, wstając. Wystawił grzecznie w moją stronę rękę, której nie chwyciłam. Wiedziałam doskonale, że nawet z jego pomocą nie uda mi się podnieść. 
- Ja jeszcze posiedzę – odpowiedziałam, chowając twarz w swoich kolanach. Słyszałam jak odburknął coś pod nosem. Podniosłam głowę, ignorując to. - Dzięki. Możesz już iść – odpowiedziałam po chwili ciszy, panującej między nami, widząc jak w naszym kierunku zmierza Jey. Przez głowę przeszło mi wspomnienie sprzed roku, a może i nawet więcej czasu minęło od tego, kiedy Jeydon nabijał się z… Za cholerę nie mogłam przypomnieć sobie jego imienia, ale wiedziałam, że jeśli zaraz chłopak stąd nie pójdzie to będzie miał kłopoty. Wale go nie znosił. - Idź już – dodałamprosząco, patrząc w kierunku Jeydona, który przyspieszył kroku, widząc nas razem. Chłopak zerknął na mnie z góry i podążył za moim spojrzeniem. Spotkali się wzrokiem, dostrzegłam to.
- Spierdalaj stąd Jonson – rzucił Jey, stojąc z nim w twarzą w twarz. Pchnął go, a ten odleciał na metr, ewentualnie dwa. Utrzymał równowagę.
- Jeydon uspokój się! – krzyknęłam, gwałtownie wstając. Nie przemyślałam swojej decyzji. Zachwiałam się, wpadając w ramiona chłopaka, który szczelnie mnie objął.
- Nie zbliżaj się do niej – odszczeknął jeszcze Jey, spoglądając z mordem w oczach na szatyna. Nie miałam pojęcia za co go tak nienawidził, ale miałam nadzieję, że się dowiem. Zaciekawiło mnie to i nie miałam zamiaru odpuścić sobie odpowiedzi na to pytanie. - A tobie co jest? – zapytał, odsuwając mnie od siebie. Za ucho odgarnął mi kosmyk blond włosów, który ewidentnie musiał wysunąć się z kucyka. 
- Nic… zupełnie nic – odpowiedziałam szybko, chcąc uniknąć dalszych pytań.
- Nie chcesz, nie mów – odparł, wymuszając uśmiech. Odwzajemniłam ten gest, wyswobadzając się speszona z jego objęć. Chwyciłam za torbę i wolnym krokiem, zaczęłam iść w przeciwną stronę, w którą akurat miałam podążać, a dokładniej to do klasy matematyki. Źle się czułam, więc postanowiłam wrócić do domu.
       Wychodząc z budynku szkoły, zadzwoniłam Kate aby po mnie przyjechała. Bez problemu poinformowała, że za 10 minut będzie, nie pytając o powód. Za to ją kochałam. Mogłam na nią liczyć, a ona w każdej sytuacji na mnie. Rozumiałyśmy się bez słów, traktowałam ją jak swoją ciocię. Mogłam jej zwierzyć się z wszystkiego, a ta zawsze służyła mi radą.
       Czekając na nią, wyjęłam z kieszeni komórkę. Wtem rozległ się dzwonek na przerwę. Odwiedziłam przelotnie portale internetowe. Po kilku minutach zawibrował mi telefon. Spojrzałam na wyświetlacz, w dole ekranu nie dało się nie zauważyć migającej koperty, oznaczającej nową wiadomość. Kliknęłam w nią, a przed oczami pojawiła mi się treść wysłana przez Justina:
Ucieka się z lekcji i nie mówi się nic najlepszemu przyjacielowi? FOCH! Może on też byłby chętny… hmmm? A tak na poważnie to spotkamy się dzisiaj? Planuję zorganizować piątkową imprezę u mnie, podjechałbym po Ciebie wieczorem i jakoś udałoby Ci się uciec z domu. Kate na pewno by Cię kryła przed ojcem. Co ty na to?
       Nie musiałam długo zastanawiać się nad odpowiedzią. Zabrałam się za pisanie: 
Nie uciekam z lekcji, tylko robię sobie wolne, mając powód, a to różnica ;p Musiałabym pogadać z Kate, ale nie mam pewności czy się zgodzi po ostatnim… Z tą imprezą to świetny pomysł i na pewno nie może mnie na niej zabraknąć, ale co z tym jebanym szlabanem? Jeśli Kate mi nie pomoże i nie będzie mnie kryła to jestem w dupie, bo co chwilę będzie przychodzić mnie sprawdzać. 
- Aurora! – słysząc swoje imię, energicznie odwróciłam się o 90 stopni, słysząc za sobą znajomy, kobiecy głos. Zza szyby czerwonego samochodu wychyliła się głowa opiekunki. Zadowolona, z tego, że udało jej przyjechać się tak szybko, przebiegłam kawałek parkingu, wsiadając do auta, zamykając za sobą drzwi. 
- Cześć – przytuliłam się do niej, próbując się podlizać.
- No hej ślicznotko. Jak się czujesz? – zapytała, badawczo mi się przyglądając.
- Już lepiej. Dziękuję, że po mnie przyjechałaś.


~*~

- No proszę! Tata się nie dowie! Zrób to dla mnie, ten jeden jedyny, ostatni raz. Proszęęęęę – przeciągnęłam błagalnie, usiłując wziąć ją na litość.
- Nie mam zamiaru kolejny raz martwić się o ciebie przez całą noc i zastanawiać się czy aby na pewno jesteś w danej chwili bezpieczna i czy nic ci się nie dzieje. Zawiodłaś mnie dwa tygodnie temu. Obiecywałaś, że nie będziesz pić, a odprowadzona do domu przez Selenę byłaś tak pijana, że sama ustać nie umiałaś. Nie wiedziałaś jak się nazywasz. Odpuść sobie – próbowała mnie przekonać, ale dobrze wiedziała, że nie popuszczę. Znała mnie na wylot. Przygnębiona, spuściłam wzrok, wbijając go w jasne panele salonu. - To już ostatni raz, mówię poważnie… – nie dając jej dokończyć, rzuciłam się jej na szyję, dziękując po stokroć. – Pamiętaj, że nie masz robić nic głupiego ani też sięgać po wszelkiego rodzaju używki – pogroziła mi palcem, kiedy się od niej odsunęłam. Zagryzłam wargi aby się nie uśmiechnąć.
- Będę pamiętać. Jesteś najlepsza! – krzyknęłam, uśmiechając się od ucha do ucha.
       Była już 19:00, a o 20:00 miał po mnie przyjechać Biebs. Przyszedł czas na wyszykowanie się. Pobiegłam do swojego pokoju, od razu podchodząc do szafy, z której wyjęłam sukienkę na dziś, a z szafki komody, pasujące do niej dodatki.

       Wyszykowana, gotowa na dobrą zabawę, stojąc przed lustrem, okręciłam się kilkakrotnie, analizując czy wszystko leży idealnie i tak było. Podobałam się sobie. Poprawiłam swoje włosy, spięte w „niedbałego” kucyka. Do ręki wzięłam wysokie, czarne szpilki, a w drugiej trzymałam czarną kopertówkę, w której mieścił się mój telefon, gumy do żucia, tusz do rzęs oraz niewielki portfel. 
       Zbiegłam na dół po marmurowych schodach, zakładając na nogi buty. Przeszłam się w nich do salonu, czekając w nim na Justina. Spóźniał się, ale to był jego zwyczaj. Przyjechał po 20 minutach, które wydawały się być wiecznością. Słysząc klakson samochodu, skierowałam się do drzwi wejściowych, które w ostatnim momencie zagrodziła mi Kate. Spojrzałam na nią spod byka, a ta przypomniała mi o tym, o czym mówiła mi godzinę temu. Przytakiwałam znudzona. Po kilku minutach puściła mnie wolno. Ostrożnie zeszłam ze schodów, uważając na to aby się nie potknąć i nie zbłaźnić przed Justinem. 
       Wsiadając na przednie siedzenie, obok Justina – odetchnęłam cicho, zadowolona, że się udało. Prawdą było, że chodzenie na obcasach nie sprawiało mi trudności, ale liczyłam się z tym, że zawsze mogę nie przyuważyć i wdepnąć w jakąś nierówność, powodując upadek i śmiech zgromadzonych blisko mnie osób. Nie lubiłam, kiedy ktoś się ze mnie śmiał. Może dlatego, że w podstawówce byłam pośmiewiskiem szkoły? Traktowali mnie jak śmiecia, dlatego postanowiłam się zmienić. Całkowicie. Nie żałuję swojej decyzji. Jestem dumna z tego, że z kogoś kto był nikim, kompletnym zerem, udało mi się stworzyć wzór do naśladowania, osobę popularną, lubianą. Kosztowało to mnie i nie tylko mnie wiele poświęceń. Musiałam zrezygnować z moich dawnych przyjaciół, jeszcze za czasów podstawówki, na których zawsze mogłam liczyć, którzy byli tymi, z którymi miałam iść przez całe życie na dobre i na złe. Niestety.
       Poczułam na swoim kolanie dłoń Justina. Od razu wyrwałam się z rozmyśleń, odwracając głowę energicznie w jego stronę, powodując, że włosy uderzyły mnie w twarz, wywołując tym śmiech u Justina.
- Zawiasa dostałaś. Musiałem coś zrobić – mówił przez śmiech.
       Speszona zjechałam po siedzeniu, wzrok wbijając w szybę. Justin odpalił silnik, odjeżdżając z piskiem opon. To był jego styl. Drogie samochody, szybka jazda, seksowne panienki na jedną noc, popisywanie się, a przede wszystkim popularność – to był jego świat, jego kredki, a on nie życzył sobie aby ktoś wpierdalał mu się z mazakami, przekreślając to wszystko, na co tak długo pracował. Z nim było podobnie jak ze mną. To przez to jesteśmy tak blisko, rozumiemy się bez słów, obydwoje wiemy jak to jest być poniżanym.


~*~ 

       Była tylko garstka osób, ale Justin zapewniał, że to dopiero początek i jeszcze dojdą. Tak też było. Po niespełna godzinie jego dom był zapełniony. Przekonana, ale też zdziwiona byłam tym, że to impreza bezalkoholowa. Przynajmniej na taką wyglądała. Myliłam się. 
       Obiecałam Kate, że nie będę pić, ale impreza bez procentów, to nie impreza. Nie wypiłam zbyt wiele. Z tego co widziałam Justin też wiele nie pił. Nie miałam pojęcia gdzie jest Jeydon i Selena, ale szczerze średnio mnie to obchodziło. Tańczyłam już chyba z każdym kto tutaj przyszedł. Zmęczona chciałam odpocząć, do tego głowa zaczęła mnie boleć. Zauważyłam Justina, stojącego pod kremową ścianą, rozmawiającego z jakąś brunetką. To nie była Selena. Podeszłam do nich, odciągając go na chwilę od niej. Chciałam pogadać.
- Co jest kur… – już miał dokończyć, kiedy zorientował się, że to ja – Stało się coś?
- Mogę iść do twojego pokoju? Głowa mnie boli, a tam jest w miarę ciszej.
- Pewnie, masz – podał mi srebrny przedmiot, służący do otworzenia drzwi jego pokoju. Zabrałam od niego klucz po czym odwróciłam się na pięcie w celu dotarcia do schodów, prowadzących na górne piętro. – Za chwilę do ciebie przyjdę – usłyszałam za sobą. Uśmiechnęłam się delikatnie, wchodząc po schodach.
       Znalezienie pokoju nie zajęło mi dużo czasu, ponieważ wiedziałam, za którymi drzwiami on się kryje. Były to ostatnie w korytarzu. W końcu nie byłam tutaj pierwszy raz. Przekręciłam klucz w zamku, a te z moją pomocą otworzyły się. Weszłam do zadbanego pomieszczenia, przymykając za sobą drzwi. Od razu położyłam się na ogromne, wygodne łóżko. Przymknęłam oczy, rozkoszując się chwilą ciszy i spokoju.  
       Słysząc ciche skrzypienie otwieranych drzwi, otworzyłam oczy, przenosząc wzrok w kierunku Justina. Ten zamknął drzwi, kładąc się obok mnie, na plecach. Przewróciłam się na bok, patrząc na niego. On po chwili też zmienił pozycję, twarzą do mnie. Leżeliśmy, patrząc sobie w oczy. W jego tańczyły iskierki szczęścia, jego tęczówki wydawały się być jeszcze bardziej czekoladowe, błyszczały się, ale to z pewnością było spowodowane alkoholem, który krążył w jego żyłach. 
- Mogę coś zrobić? – zapytał w pewnym momencie, przerywając tą magiczną chwilę.
- Zależy co – odpowiedziałam, nie odrywając wzroku od jego oczu, twarzy.
- Tak czy nie? – dopytał, badawczo mi się przyglądając. Nie miałam pojęcia co odpowiedzieć. Wybrałam pierwszą opcję. Zgodziłam się…


_______

       Trzeci rozdział proszę państwa. Niestety krótki. Nie mam cierpliwości pisać opowiadania na blogu onet. Szlak mnie trafia, kiedy zapisuję szkic, a ten wcale się nie zapisze i tracę całą treść. Więc teraz kopiuję rozdział zanim go zapiszę, tak na wszelki wypadek.

       Droga Cam. z bloga http://www.wind-kiss.blogspot.com – za cholerę nie mogę dodać komentarza na Twoim blogu z informacją o nowym rozdziale. Dodaję, a wyświetla mi się błąd i znowu od nowa… Jeśli masz jakiegoś innego bloga to byłabym wdzięczna jakbyś podała mi jego adres w zakładce „informuję” czy pod rozdziałem – obojętne. A jeśli nie masz to mogę zrobić wyjątek i powiadamiać cię na gg czy na czym tam będziesz chciała ; ]

       Te osoby, które przeczytały rozdział i dwa poprzednie i są z nich zadowolone i będą czytać te opowiadanie dalej, prosiłabym o pozostawienie komentarza pod tym rozdziałem. To dla mnie ważne!  haha

     

[2] – Też cię kocham.

[2]
(…) Zabrałam jedzenie do swojego pokoju, w którym się zaszyłam. Stawiając talerz na szklany stolik, rzuciłam się na łóżko, wyjmując telefon z kieszeni, wysyłając do Jeya, Justina i Seleny wiadomość: „Uziemiona na cały miesiąc  sceptyczny „

     Dzisiaj piątek 21 kwietnia, wczorajszy feralny dzień ziścił moje plany na najbliższy miesiąc. Jutro weekend, który spędzę najwidoczniej sama w domu, zakuwając z biologii. Jeszcze nigdy nie cieszyłam się bardziej, że idę do szkoły. Te siedzenie w domu jest cholernie nudne.
       Stałam, zaglądając tępo na swoje posegregowane ubrania w dużej, kremowej szafie z ogromnymi lustrami. Kompletnie nie wiedziałam co mam na siebie włożyć, a ja tak bardzo lubiłam dobrze wyglądać. Ze względu na nieciekawą pogodę wybrałamten zestaw, z którym weszłam do łazienki. Odbyłam poranną toaletę i czując się jak nowo narodzona – wyszłam z pomieszczenia, zabierając po drodze torebkę – zeszłam na dolne piętro. W kuchni zastałam Kate. Przywitałam się z nią i zasiadłam do stołu, przy którym zjadłam jej wymyślne, ale smaczne kanapki. Grzecznie podziękowałam za przepyszne śniadanie i oddaliłam się od stołu.
       W kieszeni zaczął wibrować mi telefon. Pośpiesznie go wyjmując, na ekranie zauważyłam zdjęcie Seleny, odebrałam:
- Hej. Wychodzisz już? – zapytała, chichrając się pod nosem.
- Tak – odpowiedziałam zdziwiona jej telefonem – Sama jesteś? – dopytałam, podejrzewając, że ktoś obok niej stoi i ją rozśmiesza.
- Jestem z Justinem – odpowiedziała. Nie myliłam się, a poczułam dziwne ukłucie w sercu, ale zignorowałam to – Rusz się, czekamy przed twoim domem – zakończywszy zdanie, rozłączyła się.
       Założyłam buty i wybiegłam z domu, zatrzaskując za sobą drzwi. Na chodniku zauważyłam dwójkę śmiejących się w najlepsze przyjaciół. Podeszłam do nich, ściskając się z każdym. Wymieniłam z Justem porozumiewawcze spojrzenia, a uśmiech zagościł na naszych twarzach.
- Opowiadaj za co ten szlaban – przerwał, kiedy z Sel rozmawiałyśmy na temat jutrzejszej imprezy.
- OHH! Musiałeś mi przypominać?! – odparłam z wyrzutem – Więc z naszej jutrzejszej imprezy nici – dopowiedziałam w stronę brunetki.
- Więęęęc? – przeciągnął, chcąc zwrócić na siebie naszą uwagę. Muszę przyznać, że dzisiaj go olewałyśmy. Zaśmiałam się cicho, odwracając w jego stronę.
- Za to, że jestem zagrożona z bioli – poinformowałam, rozglądając się na prawo i lewo czy aby na pewno nic nie jedzie. I nie jechało. Przeszliśmy przez ulicę.
- Jesteś zagrożona z biologii!? – wykrzyknęła brunetka, nie dowierzając. W tym czasie Justin wydobył z siebie jęk zadowolenia i kazał mi przybić żółwika. Przybiłam…
- Jeszcze 2 lata temu to był twój ulubiony przedmiot – powiedziała, wciąż nie potrafiąc przyjąć tego do wiadomości.
- Tak bywa – odpowiedział za mnie chłopak.

       Resztę drogi przeszliśmy, nie odzywając się do siebie. Każdy z nas był zajęty sobą. Justin wypisywał coś na telefonie, ja zainteresowana byłam pustą butelką po napoju, w którą już od kilku minut kopałam, a Selena według wskazówek, które udzielił jej wcześniej Biebs – próbowała gwizdać. Nie szło jej najlepiej. 
- Co z Jeydonem? Czemu nie szedł z nami? – wypytałam nagle, wchodząc na teren szkoły.
- Pisał mi, że przyjdzie na drugą lekcję, bo nie chciało mu się wstawać z łóżka i by i tak nie zdążył, więc postanowił sobie odpuścić matematykę.
- Super – rzuciłam sarkastycznie – Co macie teraz? – zapytałam z nadzieją, że choć jeden z nich będzie miał lekcję ze mną.
- Geografia – odpowiedziała znudzona dziewczyna. 
- Ja mam z tobą matematykę – dodał ucieszony blondyn.

       Justin na matematyce wciąż mi dokuczał, dźgał mnie długopisem w brzuch przez co moja koszulka była cała popisana i ciągnął też i wyrywał włosy. Na początku go upominałam, wkurzałam się, zdarzyło mi się krzyknąć na całą salę, że ma się ogarnąć, przez co o mały włos JA nie poszłam do dyra. Ale postanowiłam go całkowicie ignorować, nie zwracałam na niego najmniejszej uwagi, dopiero wtedy dał sobie spokój i zajął się uważaniem na lekcji.
- Co z Seleną? – zapytałam, kiedy opuściliśmy klasę po lekcji.
- A co ma być? – odpowiedział pytaniem na pytanie, spuszczając wzrok.
- Spotkaliście się? 
       Justin już brał głęboki oddech aby wszystko mi opowiedzieć, ale podbiegł do nas Jey, rzucając się na mnie, o mało nie zaliczyliśmy gleby. Stęskniłam się za tym debilem.
- Brakowało mi ciebie – zaczęłam szczerze.
- Mi ciebie też – dodał, przyciskając mnie do ściany. Spojrzałam na niego pytająco.
       Kiedy z miny Jeya nie wyczytałam żadnych oznak chęci odpowiedzenia na moje pytanie, spojrzałam w kierunku Justa, który nieco się od nas oddalił, ale doskonale go widziałam. Sel, nie wiedząc, że jestem gdzieś w pobliżu, podeszła do chłopaka i zachłannie pocałowała w usta. Odwzajemnił pocałunek, chwytając ją za tyłek. Wzdrygnęłam się. Szybko przeniosłam wzrok na przyjaciela, który dalej stał jak stał, ręce opierając o ścianę po obu stronach mojej głowy abym nie mogła wyswobodzić się z jego objęć. 
- Co robisz? – zapytałam w końcu ciekawa.
- To, co już od dawna chciałem zrobić – odpowiedział, przylegając do mnie swoim ciałem. 
       Ukradkiem spojrzałam w kierunku Justina, który obejmując Selenę – patrzył na nas. Chciałam zrobić mu na złość? Chciałam, żeby był zazdrosny, ale czemu? Jaki to ma sens, kiedy pomiędzy nami nigdy nic nie było. Nie rozumiałam siebie i swojego toku myślenia. 
       Tonąc w jego krystalicznie niebieskich oczach, przymknęłam lekko swoje, widząc jak z delikatnym uśmiechem zbliża swoją twarz do mojej. Na początku muskał delikatnie moją górną wargę z obawą, że zaraz poczuje mocny ból na swoim policzku po tym jak zostanie przeze mnie odepchnięty. Nic z tych rzeczy. Oddawałam pocałunki, które stawały się coraz to bardziej głębsze. Poddałam się jego urokowi, wiedząc, że jedynie zrobię mu nadzieję, a później zwyczajnie go skrzywdzę, mówiąc, że między nami jest jedynie przyjaźń… nic więcej. 
       Opuścił dłonie, zjeżdżając na moje pośladki, które lekko ścisnął. Oplotłam ręce wokół jego szyi, oddając się jego subtelnym pocałunkom. Jego język, łaskotał moje podniebienie. Czułam na sobie masę spojrzeń zazdrosnych dziewczyn. Zrobiło mi się głupio. Oparłszy dłonie na jego klacie, odepchnęłam go lekko od siebie. 
- Wszyscy się patrzą – stwierdziłam, ale wzrokiem szukałam Justina. Nie mogłam go znaleźć. Za to spostrzegłam, zmierzającą ku nam Gomez, a za nią podążającego Biebsa. 
       Zetknęłam się z Justinem wzrokiem. Niebieskie oczy Jeya, do których u chłopaków miałam od dziecka słabość były niczym w porównaniu do czekoladowych tęczówek Biebsa. Szybko odwróciłam wzrok, przenosząc go na chłopaka, z którym jeszcze przed chwilą wymieniałam DNA. Stał widocznie speszony, z rękami w kieszeniach zielonej bluzy, patrząc na mnie niepewnie. Uśmiechnęłam się w jego stronę delikatnie, podchodząc do niego. W jego oczach wyczytałam strach a zarazem ciekawość, co mam zamiar zrobić. Stanęłam na palcach, dając mu buziaka w polik, na którego się zaczerwienił. Zaczęłam się śmiać, a ten, wyciągając ręce z kieszeni, zakrył swoje policzki, melodyjnie, wtórując mi śmiechem. Był słodki.
- Jak mogliście nam nie powiedzieć, że coś się pomiędzy wami szykuje?! – zapytała Sel, a raczej stwierdziła, klaszcząc w dłonie. W jej wypowiedzi mogłam bez wahania odczytać chamstwo, a zarazem zdziwienie.
- Jak mogliście nam nie powiedzieć, że coś pomiędzy wami jest?! – stwierdziłam, udając jej głos, klaszcząc w dłonie, naśladując jej wkurzające zachowanie. Na tę chwilę miałam jej po dziurki w nosie. Potrafi się jedynie czepiać.
       Justin zaczął się śmiać, a Selena nie wiedziała co odpowiedzieć, odwróciła się w stronę, trzymającego się za brzuch chłopaka… jej chłopaka i najprawdopodobniej zmierzyła go morderczym spojrzeniem, bo ten automatycznie przestał.
- O co ci znowu chodzi? – zapytała, mierząc mnie wzrokiem.
- Wkurzasz mnie – wytłumaczyłam, wrednie się do niej uśmiechając.
       Zaczęło się… wyzwiska leciały z góry do dołu. Nie panowałam nad sobą. Miałam ochotę ją uderzyć, ale Jeydon, uniemożliwiał mi to, trzymając mnie, za co mu też się oberwało. Padło z moich ust kilka niestosownych i obraźliwych słów w jego stronę, za które na pewno go przeproszę, ale nie teraz… Nie obchodził nas dzwonek, oznaczający koniec przerwy, który rozległ się już jakiś czas temu. Nauczyciele, mijając nas tylko kiwali głową. Oczywiście babka z biologii musiała skorzystać z okazji, posyłając nas wszystkich do dyrektora z wyższością. Prychnęłam jej prosto w twarz, wracając do kochanej Selenki, która próbowała wyrwać się Justinowi.
- Uważaj co paznokci nie połamiesz – zaczęłam się z niej nabijać, doprowadzając ją do jeszcze większej złości.
- Przestańcie do cholery! – wrzasnął Jey.
- Jeszcze pożałujesz tych słów – brunetka dodała, patrząc na mnie wrogo.
- Też cię kocham – uśmiechnęłam się fałszywie.
       Jeydon, czując, że nie mam zamiaru dalszego prowadzenia kłótni, poluzował uścisk, ale nadal mnie obejmował.


~*~

       U dyrektora nie było za ciekawie, ale moje błagające spojrzenie, wyglądające jak te ze Shreka w wykonaniu kota okazało się strzałem w 10, bo obyliśmy się bez żadnej kary. Wychodząc z gabinetu, każdy poszedł w swoją stronę. Tylko ja nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić, więc dogoniłam Jeya, którego chciałam przeprosić, a to była świetna okazja.
- Chciałam cię przeprosić za to co mówiłam na ciebie, kłócąc się z Gomez – było mi strasznie głupio. 
- Nie jestem zły – odpowiedział, przenosząc wzrok na mnie. Uśmiechnęłam się delikatnie. W duchu skakałam ze szczęścia. Zależało mi na nim, ale jak na przyjacielu. Jeydon jest wartościowym chłopakiem, ale nie chcę z nim być, nie chcę go zranić.
       Obdarzyłam go roześmianym spojrzeniem i odwracając się na pięcie, odeszłam w całkiem przeciwnym kierunku. Zmierzałam w kierunku dosyć odległej, bo mieszczącej się na samym końcu korytarza sali matematycznej. Szłam, starając się nie zwracać na siebie szczególnej uwagi uczniów, plączących się bez celu po terenie szkoły, unikając tym samym lekcji, która w danym momencie mijała. Przechodząc obok każdej z klasy dało się usłyszeć głosy nauczycieli, omawiających dany temat, który dana klasa akurat miała. 
       Szłam, zwalniając coraz to bardziej. Nie miałam ochoty na lekcję, nie miałam ochoty na szkołę. Kłótnia z Seleną zepsuła mój humor, a jednocześnie zniechęciła do wszystkiego. Poniosło mnie. Kilka niepotrzebnych słów, mówionych bez konkretnego powodu dawało mi do myślenia. Żałowałam tych słów, które padły z moich ust. Ale pierwsza zdecydowanie ręki z przeprosinami nie wyciągnę. Nie ulegnę.
       Na końcu holu, trzymając już za zimną klamkę, zrobiło mi się słabo. Nie był to pierwszy raz. Dziwne kłucia w sercu odczuwałam dzisiaj bardziej niż kiedykolwiek. Odruchowo złapałam się w miejsce, gdzie znajduję się najważniejszy narząd, bez którego nie ma cienia szansy życia. Momentalnie puściłam uchwyt, za który miałam pociągnąć. Wykonałam chwiejny krok, osuwając się po szorstkiej ścianie. Ból, który przeszył całe moje ciało był nie do zniesienia. Wzięłam głęboki oddech, który nie przychodził mi z łatwością jak zwykle. Schowałam twarz w kolanach, które wcześniej podciągnęłam pod brodę. Rękami oplotłam swoje kolana, próbując ustabilizować swój stan. 
       Nie minęło kilkadziesiąt sekund, a poczułam czyjeś dłonie na swoich kolanach. Nawet nie podniosłam głowy. Nie miałam sił. Nie panowałam nad swoim ciałem, któremu wydawałam rozkazy, a ono je zwyczajnie ignorowało. Głos chłopaka, pytającego o to, co mi jest obiło mi się o uszy, słysząc tylko zarys jego wypowiedzi. Pokręciłam delikatnie głową, dając mu do zrozumienia aby nie zadawał mi zbędnych pytań, na które nie dawałam rady odpowiedzieć w tym momencie.
       Przeczekałam jeszcze chwilę, a wszystko zaczęło przechodzić. Mój oddech zaczął się stabilizować, ukłucia w klatce piersiowej ustąpiły, a moje ciało i umysł zaczęły funkcjonować normalnie. Podniosłam głowę, opierając ją o ścianę. Przymknęłam oczy, dając sobie jeszcze chwilę. Wypuściłam ze świstem powietrze, a zimny dreszcz przeszył mnie na wskroś. Otworzyłam oczy, spoglądając na twarz chłopaka.

_______

       Przepraszam za opóźnienia powiązane z tym rozdziałem. Muszę szczerze się przyznać, że coraz mniej czasu poświęcam na blogi, a to odbija się niestety na Was – czytelniczkach. Przepraszam, ale nie znajduję już tak dużo wolnych chwil aby pisać opowiadania. Ale mam nadzieję, że już tak nie zaniedbam i się przyłożę. Nie wiem czy mi się to uda, ponieważ zaczyna się lodowisko, a spędzam tam całe dnie, więc historię będę pisać wieczorami. A tam! Będzie dobrze.
       A jak tam się podoba rozdział? Zdaję sobie sprawę, że nie jest najlepszy, ale niestety weny brak. Udało mi się tylko tyle naskrobać haha.
       A co u Was? Jak tam w szkole? Zadowolone z ocen? U mnie zaś niby w porządku, a niby nie. Sama nie wiem. Zaniedbałam te niespełna 2 miesiące szkoły, czas się wziąć w garść.

Spokojnej nocy Wam życzę  <33

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz