Dziewiędziesiąty czwarty.

Rozdział 94.
          Minęły 4 lata. Dużo zmieniło się w naszym życiu – moim i Justina. Postanowiliśmy wyprowadzić się z domu na Florydzie, z którym wiązaliśmy wiele wspomnień. Aktualnie, a dokładniej od 11 miesięcy mieszkamy w bajkowym, oszklonym domu na wzgórzach Hollywood wraz z dziećmi. 5 letnim już Nathanem i 3 letnimi bliźniakami – Jeydonem i Allyssą. Choć bliźniaki to w ogóle niepodobne do siebie. Mały w całości podany na Justina, za to Allysska odziedziczyła urodę po mamie. 
          Wszystko układa się po mojej myśli. Mam cudownego męża, tak… Pobraliśmy się niespełna dwa lata temu, jeszcze na Florydzie. Ślub należał do skromnych, w gronie rodziny, przyjaciół – najbliższych. Odbył się na przepięknej, piaszczystej plaży przy zachodzie słońca. Do tego 2 tygodniowa, pełna niespodzianek podróż poślubna po całym Meksyku minęła szybko, a zarazem wspaniale.
          Moim oczkiem w głowie jest trójka moich najukochańszych maluchów. Do szczęścia nie potrzebne mi już nic. Mam wszystko. 

- Kochanie… O czym myślisz? – Justin usiadł obok mnie na łóżku, objąwszy mnie ramieniem. 
          Ułożyłam głowę na jego ramieniu, przymykając oczy, ponieważ raził mnie blask lamp, zamontowanych na suficie sypialni, w której przebywaliśmy.
- O wszystkim – odpowiedziałam po chwili.
          Siedzieliśmy w ciszy, w swoich ramionach. Słysząc krzyk Nathana – podniosłam się szybko. Nie musiałam iść do pokoju synka, bo sam przybiegł zapłakany do naszej sypialni. Schyliłam się i wzięłam go na ręce.
- Co się stało skarbie? – zapytałam, głaszcząc go po główce.
- Na dole jest pan – odpowiedział, jąkając się i wskazując na drzwi.
- Pan? – zapytałam niezrozumiale.
- Tak – powiedział, wskazując ręką na drzwi.
          Spojrzałam pytająco w kierunku Justina, on słysząc słowa Nathana od razu podniósł się z łóżka, kierując się w stronę drzwi.
- Nie idź tam – poprosiłam, chwytając go za nadgarstek.
- Sprawdzę tylko – rzucił, puściłam jego rękę.
          Przestraszyłam się. Bałam się o Justina, a jak tam naprawdę ktoś jest i zrobi mu krzywdę?
- Słoneczko zostań tutaj na chwilkę, nie wychodź z sypialni, dobrze? – zapytałam, stawiając go na podłodze. Pokiwał głową i uciekł na łóżko.
          Opuściłam sypialnię i zbiegłam po schodach, nie słysząc żadnych odgłosów kłótni czy awantury.
- I co? – zapytałam, widząc Justina, stojącego plecami do mnie, przy drzwiach wejściowych.
- Małemu się nie przewidziało. Ktoś tu był, zamek jest wyłamany. Widocznie go zauważył, domyślił się, że ktoś jest w domu i uciekł. Zadzwonię lepiej po Kennyego, żeby sprawdził monitoring – powiadomił, odwracając się w moją stronę. Podeszłam do niego, wtulając się w jego ciało.
- Boję się – na moje słowa Justin musnął moje usta.
- Dowiemy się kto to, bez obaw, ale i tak najlepszym wyjściem będzie jeśli pojedziesz z Nathanem do twojej mamy, chociażby na kilka dni.
- A czemu nie pojedziesz z nami? Nie zostawię cię tutaj samego, jeszcze coś ci się stanie – zaczęłam panikować.
- Nie będę tutaj sam, poproszę Kennyego, żeby został na te kilka dni. Na pewno się zgodzi – zapewnił.
          Obecność Kennyego w domu tylko trochę zdołała mnie uspokoić. Byłam roztrzęsiona.
- Chodźmy lepiej na górę do małego, bo pewnie się boi i niecierpliwi.
          W sypialni, na łóżku zastaliśmy siedzącego chłopca. Zajęliśmy miejsca po jego dwóch stronach. 
- Widziałeś może jak wygląda ten pan? – zapytałam nagle, przerywając ciszę, panującą między nami.
- Nie, miał taką czarną maskę na twarzy – odpowiedział, bawiąc się dłońmi.
- Pojedziemy do babci – powiadomiłam.
- Nie chcę! – zaczął narzekać.
- Pojedziesz z mamą i koniec – wtrącił Justin.



***

- Myślisz, że ten facet tutaj wróci? – zapytałam, leżąc obok chłopaka na łóżku. Było już późno, mały dawno spał, a bliźniaki od tygodnia były u mojej mamy.
- Nie mam pojęcia – odpowiedział, chwytając mnie za dłoń, splatając nasze palce.
          Jutro wraz z Nathanem mamy samolot do Toronto. Już od dawna chciałam tam pojechać, ale nie nigdy nie miałam na to wystarczająco czasu. Życie z Justinem jest ciągłym biegiem w nieznane. 
- Idziemy spać? – zapytał, przybliżając się do mnie jeszcze bardziej, o ile to możliwe, naciągając na nasze wychłodzone ciała, puszystą, ciepłą kołdrę. Przytaknęłam.
          Musnęłam jego usta na dobranoc, zamknęłam oczy. Nie musiałam długo czekać na sen.

          Jest 5:30. Hollywood ewidentnie jeszcze śpi. Zaspana – odeszłam od okna, przez które wyglądałam. Justin jeszcze smacznie spał, cicho pochrapując. Wybrałam z szafy jakiś wygodniejszy zestaw i wraz z nim, weszłam do łazienki, w której odbyłam poranne czynności. Włosy spięłam w luźnego koka i byłam gotowa. Opuściłam łazienkę i usiadłam na łóżku z zamiarem obudzenia chłopaka. Nachyliłam się nad jego twarzą, szepcząc, żeby już wstał. Ten tylko przekręcił się na drugi bok.
- Koniec spania – zerwałam z niego kołdrę. W efekcie obudził się, chcąc przykryć się na nowo i dalej położyć się do spania.
- Już 6:20. Wstawaj – powiadomiłam, ponownie nachylając się nad jego ospałą twarzą. Musnęłam jego usta z uśmiechem. Zwlokłam się z łóżka, co zaraz po mnie uczynił Just. 
          Ogarnęłam pojedyncze, walające się ciuchy oczywiście Justina po sypialni i wyszłam z pomieszczenia, udając się zaraz obok – do pokoju Nathana, w którym skarb jeszcze słodko spał.
- Pobudka – powiedziałam, głaskając go delikatnie po policzku aby się nie wystraszył. Otworzył oczka po czym przetarł je dłońmi. Podniósł się do pozycji siedzącej i zszedł z łóżka. 
          Ja w tym czasie przygotowałam mu na dzisiaj jakieś cieplejsze ciuchy, ponieważ pogoda nie dopisywała, ale czego tu się spodziewać po końcu października.
- Napuszczę ci wody i się wykąpiesz, okej? – zapytałam, przerywając na chwilę dobieranie odpowiedniej koszulki do jego dzisiejszego stroju. Pokiwał głową, że się zgadza.
          W końcu padło na niebieską w białe wzorki. Zabierając je wyszłam wraz z Nathem, z jego pokoju. Weszliśmy do mojej i Justina sypialni, w której Justin wybierał zestaw na dzisiaj. Miał odwieźć nas na lotnisko. 
- Idziesz się kąpać? – zapytałam, widząc go przy szafie w samych bokserkach.
- Taa – odpowiedział, odwracając się w naszą stronę.
- Weźmiesz ze sobą Nathana? – zapytałam, ale wiedziałam, że się zgodzi.
- Chodź młody – powiedział, podchodząc do niego, czochrając jego ciemnobrązowe włosy. Na co Nath się zaśmiał. 
          Zaczęli się gonić po całej sypialni, ponieważ mały chciał oddać tatusiowi. W końcu Justin dał mu szansę, udając potknięcie – wylądował na łóżku. Ucieszony chłopiec wtargnął na łóżko, okładając ojca jaśkiem.
          Stałam z boku, obserwując całą tą sytuację, śmiejąc się pod nosem.
- Dobra, wystarczy! – przerwałam ich wygłupy. – Marsz do łazienki, bo naprawdę nie zdążymy.
- Słyszałeś mamę? – zapytał Justin, pomiędzy uderzeniami w jego ciało poduszką.
          Jak na 5-letniego chłopca to Nathan był dość silny i nie brakowało mu energii. Nie miałam z nim problemów. Jego największą wadą, którą odziedziczył po Justinie była niesamowita upartość.
- No przestań już – powiedział poddenerwowany już Just. 
          Synek zszedł z łóżka, ostatni raz rzucając w Justina poduszką. Kiedy to zrobił, zaczął biegnąć w moją stronę, myśląc, że Justin puści się za nim w pogoń, ale ewidentnie mu się nie chciało, bo rozleniwiony zszedł z łóżka i wszedł do łazienki, grożąc przedtem Nathanowi palcem.
- No idź do taty – powiedziałam, odwracając się w jego stronę, ponieważ stał za mną, ukrywając się przed ojcem.
          Kiedy mały pobiegł do łazienki, ja dopakowałam dosyć wielką walizkę i położyłam się zmęczona na łóżku. Najchętniej poszłabym jeszcze spać, ale wiedziałam, że kiedy przylecimy na miejsce to sobie odpocznę, bo mama chętnie przez ten jeden dzień, który poświęcę na sen – zajmie się wnukami.
- Mama, zimnooo – z łazienki wyszedł Nathan, owinięty w ręcznik.
- Justin przecież dawałam ci ciuchy! Nie mogłeś go ubrać?! – uniosłam głos aby usłyszał.
- Nie dawałaś mi żadnych ciuchów – powiedział, wychodząc z łazienki.
- Chodź do mnie skarbie – wtulił się we mnie. Objąwszy mnie rękami w pasie. 
- Tu są – podszedł do fotela, podnosząc z niego ciuchy dla Nathana. Jednak mu ich nie dawałam.
- Przepraszam – powiedziałam, zabierając od niego ciuchy. Chciałam go ubrać, ale zaprzeczył, mówiąc, że on sam. No to czemu nie. Założyłam mu jedynie trampki i oboje byliśmy gotowi.



***

- Będę tęsknić – mówiłam wtulona w ciało męża. Nathan stał obok nas, przyglądając się nam z zaciekawieniem w oczach.
- Ja bardziej. Nie wiem jak uda mi się wytrzymać bez was – wziął małego na ręce i okręcił się wokół własnej osi. Oczywiście Nathan chciał jeszcze. Widocznie mu się spodobało. Ludzie patrzeli na nich roześmianymi oczami. Mnie też od razu poprawił się humor.
- Tata! Koniec już! – krzyczał, przy tym się śmiejąc.
          Justin przytrzymał go chwilę na rękach aby kiedy go postawi na ziemię nie zachwiał się i nie upadł. Po kilku minutach, słysząc jak wzywają pasażerów naszego lotu do odprawy, oddał synka w moje ręce. Musnęłam jego polik. Justin podszedł do nas bliżej, obejmując nas oboje.

          Ostatni raz odwróciłam się w jego stronę. W prawej dłoni trzymałam uchwyt walizki, a za drugą dłonią trzymałam maleńką dłoń synka, który z przerażeniem i obawą, że się zgubi, co chwilę umacniał uścisk.



***

- Już jesteśmy na miejscu kochanie – powiadomiłam, widząc zza szyby taksówki dom mamy, przed którym już na nas czekała wraz z małymi łobuzami.
- Dziękuję bardzo – podziękowałam, płacąc przemiłemu taksówkarzowi. Pomógł mi wyciągnąć bagaże z samochodu i zaniósł je pod same drzwi.
- Mama! – wrzasnęły na równo bliźniaki, podbiegając do mnie. Ukucnęłam, a dzieci wpadły mi w ramiona. 
- Stęskniłam się za wami – mówiłam, tuląc ich do siebie.
          Spostrzegłam zazdrosnego Nathana, stojącego z boku.
- Poczekajcie chwilę – odeszłam od nich, kucając przy Nathanie.
- Co jest? – chwyciłam go za nadgarstki, przyciągając do siebie. Bez wahania wtulił się w moje ciało, po chwili się odsuwając.
- Nic – odparł.
- Hej mamo – przytuliłam się z nią. 
- Chodźcie do domu, bo mi się wszyscy rozchorujecie! – rzuciła, biorąc na ręce Alysskę. Ja zabrałam Jeydona, łapiąc Nathana za dłoń, weszliśmy do środka. Uderzyło we mnie przyjemne ciepło. Dzieci od razu pobiegły za babcią do salonu, a ja wniosłam bagaże do domu, zamykając drzwi na klucz. 
- Pójdę do sypialni, zadzwonię do Justina – powiadomiłam mamę. Alyssa chciała iść ze mną, więc wzięłam małą ze sobą, na górę.
          Wybrałam numer Justina. Ku mojemu zdziwieniu odebrał Kenny, zdziwiona zapytałam gdzie jest Justin i dlaczego to on nie odebrał. Odpowiedź mnie całkowicie zszokowała. Komórka spadła mi na podłogę, wydając głośny huk. Automatycznie poczułam się słabo, usiadłam na łóżku, tuląc do siebie córeczkę, która zdezorientowana uwiesiła się na mojej szyi. Po policzku zaczęły spływać mi łzy.
- Mama! Ćemu płaćeś? 


__________

          Mam dla Was dosyć przykrą wiadomość. To już przedostatni rozdział. Na rozczulania przyjdzie czas za kilka dni, kiedy opublikuję 95, a zarazem ostatni rozdział. Chciałam bloga podciągnąć do 100 rozdziału i mam na to opowiadanie pomysł, gdybym chciała go ciągnąć, ale z pewnością nie przypadłoby Wam do gustu zakończenie jakie chciałam wcielić w tą historię, więc mam już jedne, którego użyję już w następnej notce.
          Drugą sprawą, a raczej informacją jest to, że nie będę pisała 2 części tego opowiadania, w której miałam opisywać nastoletnie życie dzieci Bieberów. Może kiedyś się tego podejmę, ale teraz spasuję. Mam za to inny, ciekawszy moim zdaniem pomysł. Planuję na tym blogu pisać jeszcze jedną, lecz całkowicie odbiegłą od tej historii, historię także o JB. Nie będzie już tak długa jak ta, ale włożę w nią całe swoje serce i postaram się aby była najlepszym, najoryginalniejszym opowiadaniem jaki do tej pory czytałyście. Co Wy na to?
          Jest mi przykro, kiedy pod ostatnim rozdziałem widnieje jedynie 10 komentarzy. Wiem, że Wam się nie chce komentować, ale widząc, że z 60 kilku komentarzy zrobiło się 10 to, aż traci się chęci na pisanie. Naprawdę.