niedziela, 10 lutego 2013


26 Rozdział 'Justin says goodbye?'

W POPRZEDNIM ROZDZIALE:
'- A co z Twoimi urodzinami.? Masz za 4 dni. - zapytała upijając łyk Coca-coli.
- Mhm.. tak.. nie będę w tym roku urządzać. - momentalnie zrobiłam się smutna.'
'- Wszystkiego najlepszego! - krzyknęła Lily i zaświeciła światło. Nie wierzyłam własnym oczom. Impreza niespodzianka!'
'- Zatańczysz? - Justin podał mi dłoń. Wyszliśmy na środek parkietu. Popatrzyłam się po wszystkich. Klaskali nam.'
'Spojrzałam na nadgarstek. W tym świetle moja bransoletka z inicjałami naszych imion lśniła bardziej niż dotychczas.'

***

10 listopada, 7.40
To jest straszne, żeby gonić dzieci do szkoły tak wcześnie rano. Tak.. przysnęłam, a mam dziś na ósmą! Kompletnie nie wiem, jak się wyrobię. Pobiegłam do łazienki wykonać poranne czynności. Musiałam sobie oszczędzić nawet prysznica. Zapakowałam żel do torby , bo i tak mam pierwszą lekcję w-fu. Mama zrobiła mi kanapki z szynką (o fee. ;o) i sałatą, które wrzuciłam pomiędzy książki i wyleciałam z domu z szybkością porównywaną do torpedy.
W drodze przez park do szkoły natknęłam się na Jeya. Przywitaliśmy się, ale nie rozmawialiśmy. Po raz kolejny. Od tamtego czasu, gdy go odwiedziłam w szpitalu, rzadko gadamy.
- Co u Ciebie ciekawego.? - zapytał od niechcenia.
- Nic takiego, wszystko okej. A u Ciebie, dobrze się czujesz po tym... wypadku? - nienawidzę takich rozmów. x[
- Powiedz swojemu kochasiowi , że jeszcze raz tak zrobi, a moi mili kumple z drużyny baseballa przyjdą pod jego dom z kijami. - zbulwersował się.
- Hej , daruj sobie, okej!? - wyplułam mu te słowa prosto w twarz. - To jest tylko i wyłącznie moja wina. Justin stanął w mojej obronie.
- Wiesz co Chelsea? Myślałem, ze jesteś inna.
- Jestem!
- Nie. Ślinisz się na mój widok, a potem wpadasz drugiemu w ramiona. Potraktowałaś nas jak zużyte szmaty. Idź sobie do niego. O. - odwrócił się i wskazał mi jakąś osobę za naszymi plecami. - Właśnie idzie. Nie chcę mieć już z Tobą nic wspólnego. Z Tobą i Justinem. Szukaj sobie pocieszenia, ale u niego. - rzekł podnosząc ręce w geście poddania się oddalając się ode mnie. Popatrzyłam na wesołego Biebera, który powiódł szyderczym, gardzącym wzrokiem za Jeydonem.
- Cześć. - pocałował mnie w czoło. Szczerze nie miałam ochoty z nim gadać po wymianie zdań z Jeydonem. Dla świętego spokoju objęłam go i tak udaliśmy się na lekcję.
Przed drugą lekcją na korytarzu było istne szaleństwo. Dziewczyny podbiegały do Justina i błagały go o autografy. Nawet wychowawczyni chciała mieć z nim zdjęcie. Mimo tego, że one bardzo mnie denerwowały te wszystkie piski i radości to stałam przy Justinie wytrwale. On nawet nie zwracał na mnie uwagi.
- Justin, chodźmy stąd! - krzyczałam mu co chwilę do ucha. Po kilku minutach zadzwonił dzwonek. Nikt nie odszedł. Wszystkie te laski nadal go otaczały. Postanowiłam cicho wydostać się stamtąd. Podeszłam do Mii, która kuła na historię.
- Jeśli tak ma być to ja dziękuję. - położyłam rękę na czole jakbym miała zemdleć i starałam się głęboko oddychać.
- Współczuję Ci. Taa.. - zamknęła książkę i spoglądając na Biebera zaczęła mi szeptać koło ucha. - Musisz uważać, takiego przystojniaka w każdej chwili może ktoś tobie sprzątnąć sprzed nosa.
Mia miała rację. Jeszcze raz popatrzyłam się na niego ledwo co wypatrując go pośród fanek. Gapił się w moją stronę i bezradnie rozłożył ręce.

*

10 listopada, 14.30
Postanowiłam nie czekać na Biebera. Po 7 lekcjach sama , znużona długim dniem dowlokłam się do domu.
- Cześć mamo!!! - krzyknęłam trzaskając drzwiami.
- Chelsea, no, jesteś w końcu. Chcemy Ci coś ważnego powiedzieć. - podeszła do mnie a zaraz z góry zszedł Luis.
- Cześć. - rzekłam z udawanym uśmiechem.
- Witaj! - odpowiedział przytulając mamę.
- Więc tak. Już wiemy, kiedy się odbędzie nasz ślub. - przy ostatnim słowie popatrzyła się zalotnie na Luisa. - 23 grudnia. Przypada wtedy sobota, tak świetnie się złożyło. Myśleliśmy, że niektórzy nam odmówią, bo to w końcu święta, ale zdecydowana większość potwierdziła swoje przybycie.
- No to cieszę się! - odparłam i spontanicznie przytuliłam się do nich.
U siebie w pokoju tą informacją podzieliłam się z przyjaciółkami. Cieszyły się razem ze mną. Mimo, ze na początku nie wykazywałam się akceptacją tego związku, teraz wiem, że Luis to miły facet i pasuje do matki w stu procentach.

*

1 grudnia, u Justina, 17.00
Zrobiło się zimniej. Spadł pierwszy śnieg, i zaczęły się pierwsze przymrozki. Specjalnie z okazji zimy w mieście otworzyli ogromne lodowisko. A kto był na otwarciu największą gwiazdką? Justin.
Teraz już nie możemy swobodnie wychodzić z domu. Bieber spaceruje z ochroniarzami, zamiast ze mną. Media już dawno dowiedziały się o nas, mimo tego , JB niechętnie zgadza się na spotkania ze mną.
Siedziałam na pozłacanym parapecie. Właśnie patrzyłam a okno ścięte lodem. Chciałam otworzyć okno i złapać kilka płatków, ale Bieber wrócił do pokoju i podał mi gorącą herbatę.
- To mówisz, że jestem zaproszony na ślub Twojej mamy?
- Tak, z resztą jutro ma zamiar wpaść wręczyć zaproszenie, więc siedź cicho, bo miałam nic nie mówić. - uderzyłam go delikatnie w ramię.
- Jasne. - uśmiechnął się.
- Justin a... ty będziesz miał wtedy wolne?
- Tak, w święta na pewno! - zobaczyłam, że na jego twarzy rysuje się grymas.
- Rozumiem... - odburknęłam.
- Idziemy na lodowisko?
- Teraz?
- Tak.
- Na pewno możesz? a jak będą paparazzi nas zobaczą?
- Nie martw się o to. - cmoknął mnie w prawy kącik ust i podał rękę, żebym zeszła.
- A z jakiej to okazji? - zaczęłam ruszać brwiami.
- Pocałunek, czy lodowisko? - spytał.
- I to i to. - odparłam śmiejąc się.
- Bo jesteś najlepszą dziewczyną na świecie i w dodatku cała moja.Chcę cię w końcu gdzieś zabrać, bo głupio mi, że od jakiegoś czasu nie możemy nigdzie wyjść. - wtedy Bieber podniósł całe jego 53 kg , czyli mnie i tak zaczął schodzić po schodach.
- Będzie ci ciężko! - na początku narzekałam zanosząc się śmiechem.
- Co ty ze mnie babę robisz.? - pokazał mi język.
- Nie, ale wiem, ile ważę. - nim to powiedziałam byliśmy na dole i odstawił mnie na ziemię. Poszedł do schowka pod schodami i sięgnął łyżwy, które wrzucił do torby sportowej.
- Chodźmy teraz do Ciebie. - wziął mnie pod pachę i wyszliśmy.
Wbiegłam do swojego domu i wygrzebałam od 10 lat nieużywane łyżwy. ' Ciekawe, czy się jeszcze w nie zmieszczę...' - pomyślałam. Usiadłam na kanapie w gościnnym i podjęłam się tego trudnego zadania.
- Mission Impossible normalnie! - krzyknęłam. Tak jak przeczuwałam. Te łyżwy nadają się dla siedmiolatki. - Cholera, dlaczego akurat w takim momencie i chwili... - gadałam pod nosem. Justin stał przy drzwiach i chyba to usłyszał.
- Miska , i jak, dobre?
- Ymm... no wiesz... - wtedy ujrzałam Biebera przy kanapie. - Dobre, gdybym zrobiła se operację plastyczną zmniejszenia stopy o 10 rozmiarów. - przytaknęłam sobie patrząc smutnym wzrokiem na JB. - poczekaj tu, ja pójdę do Carmen , może ma łyżwy. Wracam za 5 minut.
...w wolnym tłumaczeniu godzina. Tyle mi to zajęło. Carmen wieki ich szukała, jednak nie w tym był problem. Problem był ze drzwiami. Poszłyśmy na strych i przekopałyśmy wszystko.
- Kurde, widziałam je tu ostatnio! - krzyknęła.
- Ostatnio to mogła je widzieć twoja babcia.. Nie często się zdarza, żeby się drzwi zapiekły, 'zrosły' i twój ojciec musiał je piłą oddzielać od futryny.. - zaśmiałam się pod nosem.
- Nie bądź taka. SĄ! - krzyknęła i uniosła zakurzone, czarne łyżwy.
- Wiesz, że one są męskie? - zrobiłam wielkie oczy obczajając to, w czym mam zaraz jeździć.
- Jeszcze jedno słowo, a nie włożysz w nie nogę, tylko głowę i powąchasz kwiatki od spodu.
- Dobra, już się nie czepiam.
- i.. nie są męskie. Są... uniwersalne, młodzieżowe. - bardzo zaakcentowała ostatnie słowo. Tak, ze po raz kolejny wybuchnęłam śmiechem.
Wyszłyśmy z tych staroci i przymierzyłam łyżwy. Pasowały jak ulał. Pożegnałam się z Carm i pobiegłam do mojego domu, który był obok. Za bramą czekał zniecierpliwiony Justin.
- Gdzieś ty kobieto była!? - krzyknął i skrzywił się. Otworzyłam bramę i znów poszliśmy pod jego dom, gdzie stał samochód. Mieliśmy nim jechać.
W środku było ciepło. Wypiłam gorącą czekoladę z automatu (tak, w tym samochodzie był mini automat!) i zaczęliśmy gadać.
- Chelsea, pamiętasz o tym liście,który zostawiłem tobie w Hollywood?
- Mhm. - odparłam zajęta czekoladą.
- I pamiętasz o tej propozycji?
- Tak, pamiętam. - słyszałam, jak głośno pukało moje i jego serce.
- Z tym domem to jest tak, że... muszę wyjechać..
- Jak to..
- Proszę, nie przerywaj. Ok. Powiem prosto z mostu. Wyprowadzam się do Los Angeles, muszę. - czułam się tak, jakby życie wbiło mi nóż w plecy. - Jeśli zechcesz to... wyprowadź się z nami.
- Co?? - łzy momentalnie stanęły mi w oczach. - Ale ja to, a przyjaciele, dom, rodzina?
- Chelsea, moi rodzice się zgodzili. Możesz zamieszkać z nami.
- A co jeśli nam nie wyjdzie!? - spojrzałam w jego smutne, czekoladowe oczy.
- Dlaczego od razu zakładasz, że tak będzie?
- Tyle razy byliśmy na skraju zerwania, nie wiem, jak to by było. To chory pomysł! mamy 15 lat, nie mogę zostawić tak rodziny! Moja matka się nie zgodzi! To beznadziejny pomysł! - wymachiwałam w rękami w różne strony.
- Wiedziałem, że tak powiesz...
Uspokoiłam się. I zaczęłam sobie wyobrażać. Przed oczami przemknął mi obraz tej sytuacji. Trudna rozmowa z matką. Wyjazd. Opuszczenie trzech najwspanialszych przyjaciółek na Ziemi. Musiałabym tam za siebie płacić, być może pracować. Nowa szkoła, drugi koniec Ameryki. Nie byłam ta taki krok gotowa, miałam pieprzone 15 lat i byłam wciąż niesamodzielnym dzieckiem.
- Justin... - chwyciłam jego dłoń. - Ja.. nie wyjadę z Tobą. - spłynęła mi samotna łza po policzku. - Przepraszam. - w moim gardle powstała znajoma gula, która uniemożliwiła mi mówienie. Poruszałam tylko ustami,które układały się wyraz: 'Przepraszam'.

------------------

Cześć :)
Tytuł jak w Hani Montani. ; D Tak mi się jakoś skojarzyło, to taki dałam. :P
Dziś trochę się porozpisuję. XD Więc: myślę, ze napiszę nowe opowiadanie. Dalsza część nie ma sensu. Myślałam nad nią, ale nie mam żadnego pomysłu, nie wiem, o czym miałaby być. Na serio chcecie 2, nudną część?
Potem, jeśli tylko będę mogła (bo to będzie już szkoła itp.) będę pisać nowe.
A ten rozdział taki o wszystkim i o niczym. Teraz tak sobie myślę, że prawdopodobnie kolejny będzie już zakończeniem. Czyli ogółem przed wami jeszcze 2 rozdziały. [ew.3]
Papa <3
PS. Pamiętajcie o sondzie, link w poprzedniej notce.

8 komentarzy:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz