niedziela, 20 stycznia 2013


2. Chyba cię coś boli, kochasiu!


    
2. Chyba cię coś boli, kochasiu!
                Miałam już zamknąć oczy i czekać na wynik, ale uświadomiłam sobie, ze jeśli one odbiją piłkę w moją stronę, a ja będę pogrążona w kontemplacji i zrobię taki numer jak Ann, to chyba się własną pięścią zabiję. Zaobserwowałam, że piłka leci w stronę owej ociężałej pieguski. Moje serce zaczęło bić mocniej.
             Tak jak przewidziała Maya, piegowata rzuciła się w stronę piłki z pewnym opóźnieniem, w efekcie czego przejechała tylko zębami po betonie. Ku mojej satysfakcji, piłka spadła tuż przed nią, a potem spokojnie potoczyła się w stronę trybun. Nasze przeciwniczki zaczęły sobie rwać włosy z głowy i dosłownie rzuciły się na biedną pieguskę! Ojej, co za agresja!
             Ja natomiast wydałam z siebie nieokreślony wrzask o wysokim natężeniu, oraz zaczęłam dziko wymachiwać kończynami. Po chwili wszystkie moje siatkarki znalazły się koło mnie i razem zaczęłyśmy się przytulać, skakać i drzeć. W końcu zaczęły mnie podrzucać jakieś dwa metry w górę! A robiły to tak sprawnie,ze mało nie wylądowałam twarzą na ziemi.
             Ponad połowa trybun szalała z nami! Nasz trener również zaczął nas ściskać i przytulać. Nie powiem, żeby się nam to podobało, ale w tamtej chwili nie zwracałyśmy na takie rzeczy uwagi. Byłyśmy jak w amoku. Zaczęłyśmy z piskiem latać po całej hali i przyjmować gratulacje od nastolatków wysokich i niskich,grubych i chudych, kujonów, dresów, a nawet plastików! Zostałam wyściskania i obcałowana przez tłum ludzi, z których połowy nie znałam a z resztą byłam na zwykłe‘cześć’.
              Następnie kazano nam podać rękę naszym przeciwniczkom. My, jako osoby dobrze wychowane i sympatyczne z natury,przynajmniej starałyśmy się zachować pozory, że nas to cieszy. Za to przegrane próbowały zmiażdżyć nas swoim zezowatym wzrokiem. I zamiast podać rękę normalnie, jak cywilizowane osobniki, usilnie zgniatały nam kości swoimi łapskami i syczały wściekłe „gratulacje”.
              Następnie dyrektor, pan Stubbs,oficjalnie wyręczył nam statuetkę oraz zaproszenie na mistrzostwa stanowe.Przyjęła ją Maya, wzruszona i niezwykle zadowolona ze swoich zdolności przywódczych. Już chwilę potem biedna statuetka wędrując z rąk do rąk, została wyściskana i wycałowana przez nas we wszystkich możliwych miejscach.
               Oczywiście, fotograf biegał wokół nas z aparatem i uwieczniał nasze głupie (z cała pewnością) miny. My jednak nic sobie z niego nie robiłyśmy. Czerwone i spocone, a i nierzadko zakrwawione skakałyśmy z radości i nawet za radą Stelli robiłyśmy dziwne i śmieszne miny do aparatu.
               Potem pełne satysfakcji zeszłyśmy z boiska i pognałyśmy do szatni, aby w końcu wziąć zbawienny prysznic. Do owej szatni wleciałyśmy jak na skrzydłach. Było to pomieszczenie w jasnych barwach, niezbyt duże, ale wystarczające, aby pomieścić naszą drużynę.Prysznice natomiast były nowoczesne, z wodą gorącą jak wrzątek i lodowatą, z regulowanym natryskiem, a co najlepsze, było ich dziesięć obok siebie,nieprzejrzystych, więc mogłyśmy wymyć się bez kolejki.
               Z chwilą, gdy czyste wróciłyśmy do szatni, wybuchły pierwsze rozmowy. Żadnej z nas nie spieszyło się wychodzić,więc usiadłyśmy na ławeczkach, często w samych spodenkach i stanikach. W szatni było gorąco, a my, grając ze sobą przeszło trzy lata, często w strojach kąpielowych,nie odczuwałyśmy ani krzty wstydu.
 - To co, macie pomysł, jak załatwić Bieberka? – zaczęła Ronnie, naklejając plaster na łokieć.
               Żadna z nas nie miała gotowego pomysłu, więc Ronnie uśmiechnęła się pobłażliwie. W tej chwili wyglądała imponująco. W ogóle Veronica była osobą, która zawsze, ale to zawsze, wyglądała imponująco. Ze swoimi mocno zarysowanymi brwiami, szczupłą twarzą i długim,cienkim nosem budziła powszechny respekt. Jeśli dodać, że miała figurę sportsmenki, prawie metr osiemdziesiąt i górowała nad wszystkimi wzrostem respekt ten był jak najbardziej wyjaśniony. Tylko usta zdradzały, ze ma poczucie humoru.
              Ronnie miała włosy proste jak drut, jasne jak słoma i nieco suche. Obcięte za ucho, ładnie układały się wokół głowy i opadały na opaloną twarz. W tej chwili odwróciła od nas wzrok, a jej jasne, przenikliwe oczy patrzyły tylko i wyłącznie na prawą, lekko posiniaczoną łydkę.
- A może wsadzimy mu głowę do pralki i będziemy patrzeć, jak się rozrywa w drobne kawałeczki! – zaproponowała Stella po chwili namysłu.
              Stella zawsze przejawiała chęć do rozkładania ludzi i reszty rzeczy na części pierwsze. A na pierwszy rzut oka wcale nie było tego po niej widać! Blondyneczka, miała włosy sporo ciemniejsze niż Ronnie. Włosy te często zaplecione były w warkocz do połowy pleców. Na świat zaś patrzyła dużymi, granatowymi oczyma. Jednym słowem, wyglądała jak aniołek, a nie jak maniak krwi.
 - Jestem za! – stwierdziłam zadowolona.
 - Nie, znaleziono by nasze odciski palców i resztę życia spędziłybyśmy w celi, a nie na boisku siatkarskim – parsknęła Maya, w skutek czego pomysł został odrzucony.
             Maya była Włoszką o bujnych kształtach i zdecydowanym charakterze. Jak większość Włochów miała ciemna karnację i pełne, mocno zarysowane usta. Czarne loki do ramion często upinała, a w jej czekoladowych oczach błyszczała czysta inteligencja. Dziewczyna często kierowała nami i wykazywała się zdolnościami detektywistycznymi.
- Dobra, może obrzucimy jego samochód balonami z majonezem? – spytałam, drapiąc się po karku. – No wiecie,coś tradycyjnego.
 - Majonez? – skrzywiła się Mel. – Przecież wiesz, że mam uczulenie na majonez. Może dolejemy mu środków nasennych i pomalujemy, przebierzemy w stringi i nagramy?
              To było typowe dla Melanie. Była żartownisiem i grupowym wesołkiem. Miała śliczne, brązowe włosy, które lekko się falowały i sięgały ich właścicielce do łopatek. Spod grzywki wyglądały niebieskie oczy, śmiejące się do ludzi. Zadarty nos i pełne usta tak pasowały do jej osobowości, że patrząc na nią nie sposób się było nie uśmiechnąć.
- Świetnie, ale to ty go będziesz macać i przebierać. Ja go nie dotknę – spojrzałam na nią wyzywająco.
- Dobra, to ja już dziękuję –skapitulowała, najwyraźniej przerażona tą możliwością.
- Ja mogę go przebrać! – zgłosiła się Ann.
               Annie była słodkim, szarookim rudzielcem o wąskim nosie i nieco piegowatej twarzy. Długie włosy koloru wiewiórczej kity spadały jej na nos i często puszyły, wskutek czego właścicielka zazwyczaj upinała je w dużego koka. Cała jej sylwetka wyrażała dobroć i nieśmiałość. W istocie, Ann była bardzo sympatyczna, ale wolno nawiązywała nowe znajomości.
 - Nie wątpię Annie, nie wątpię – prychnęła Ronnie. – Ale dla nas nie byłoby niczym przyjemnym oglądanie szczurzej klaty Bieberka.
 - Nieprawda! On ostatnio przypakował i wygląda niesamowicie! I ma mięśnie! – Ann zaciekle broniła swojego idola.
 - To już mój paznokieć ma więcej mięśni! –zaśmiałam się złośliwie.
 - A w ogóle skąd Bieber znalazł się w naszej hali? – zainteresowała się Maya.
 - Camilla go skądś wytrzasnęła. Pewnie kuzyn kolegi brata dziewczyny jej wujka go znał! – zaczęłam ją przedrzeźniać.
               Mel chciała coś dodać, ale w tej chwili ktoś zapukał do drzwi. Annie spłoszyła się, ale wytłumaczyłam jej, ze tona bank Cam. Widząc, ze nikt nie kwapi się, aby otworzyć, wstałam i z ciężkim westchnieniem podeszłam do drzwi. Otworzyłam je i zobaczyłam nie kogo innego jak samego pana Biebera!
               Ten popatrzyła na mnie dziwnie i przygryzł wargi, a ja uświadomiłam sobie, że stoję przed mim w staniku. Tak Des, to na pewno Camilla!
 - Czego dusza pragnie? – zapytałam energicznie, żeby zachować rezon.
 - Bo ja… chciałem was przeprosić – powiedział nieco speszony. – Ale chyba nie w porę.
- Ależ nie, wejdź – syknęłam jadowicie. – Posłuchamy, co masz do powiedzenia!
               Po tych słowach wpuściłam go do szatni. Bieberek spłoszył się jeszcze bardziej, gdy zobaczył, ze wszystkie bez wyjątku jesteśmy w stanikach. Annie zrobiła się cała czerwona i w tempie ekspresowym włożyła bluzkę. Inne dziewczyny poszły w jej ślady, ale zrobiły to spokojnie i naturalnie.
 - No, dziewczynki, ta osoba chciała nam coś powiedzieć, prawda? – zwróciłam się złośliwie do chłopaka.
 - No, bo ja was chciałem przeprosić za to, że mówiłem, ze jesteście kiepskie. – powiedział, uśmiechając się miło. Oczywiście Ann zaraz dala się na to nabrać!
- Och, jakie to słodkie! Wybaczmy mu, dziewczyny! – zawołała. Widząc nasze spojrzenia nie odezwała się już.
 - Oho, zadzieram kiecę i lecę – mruknęłam do siebie.
- No przepraszam! – krzyknął chłopak. – Wybaczycie mi? Grałyście świetnie!
 - Chyba cię coś boli, kochasiu! – padła zbiorowa odpowiedź.
- Świetnie? – zdziwiła się teatralnie Maya. – Przecież podobno cud miał się zdarzyć jak wygramy!
- Chciałem was tym zmotywować! –prychnął Bieberek.
- Doprawdy? – zaśmiała się Mel. –Cóż za szlachetne intencje, nie Ronnie?
- Racja! – burknęła jasnowłosa. –Tyko order mu przyznać!
- A ja nadal uważam, że trzeba rozerwać mu głowę na małe kawałeczki! – włączyła się Stells, a Bieber spojrzał na nią na wpół ze strachem, a na wpół z rozbawieniem.
- Stello! – oburzyła się Ann. –Opanuj się! Justin chciał nas zmotywować! Dzięki niemu wygrałyśmy!
- Wasza koleżanka dobrze mówi –Bieber uśmiechnął się do rudej, a ta niemal rozpłynęła się ze szczęścia.
- Ty lepiej zamknij twarz i się nie podlizuj! – doradziłam mu złośliwie.
- Justin, idź na razie, chcemy się przebrać i  podyskutować – Maya powiedziała poważnie. Ten bąknął ciche ‘okey’ i już go nie było.
- Czy on się pofarbował? – spytała Maya.
 - Niezwykle męskie posunięcie, nie? –zachichotała Melanie tak, że aż jej grzywka opadła na nos.
 - Ale po co? – mruknęła Veronica z niesmakiem.
- Ma grać jakiegoś koszykarza, czy coś – wzruszyła ramionami Maya, która zawsze była źródłem informacji.
- Mówcie co chcecie ale on jest niezwykle seksowny w tym nowym kolorze włosów – westchnęła Annie.
- Taa, jak moja dupa – burknęłam.
- To twoja dupa ma nowy kolor włosów? – zachichotała Stells.
- A to nie wiedziałaś? – zgrywałam się. – Cały ranek ją moczyłam, aby uzyskać piękny, sraczkowaty kolor!
              W tym momencie znów przerwało nam pukanie. Przezornie sprawdziłam, czy jestem całkowicie ubrana i poszłam otworzyć. Modliłam się, żeby to znowu nie był ten podobno farbowany typek. Na szczęście moje modły były wysłuchane, bo gdy tylko otworzyłam drzwi, David zaczął mnie ściskać i podnosić.
- Wiedziałem, wiedziałem,wiedziałem! – wrzasnął, kiedy łaskawie odstawił mnie na ziemię. – Wiedziałem,ze wygracie! Jako wasz trener jestem z was dumny i proponuję wagary!
 - Odpada – mruknęła Mel z miną męczennika. –Jeszcze jedne wagary i mogę się nie pokazywać w domu. Rodzice mnie zabiją.
 - Niech się walą! – prychnął Dav, mając rodziców Melanie w głębokim poważaniu. – Mogę ci dać zwolnienie przecież.
 - Zwolnienie? – Ronnie uniosła brwi.
 -Taa – mruknął chłopak, grzebiąc w kieszeniach. Po chwili wyciągnął z nich kilka zmiętych karteczek i kontynuował.– Chcesz zapalenie zęba? Spojówki? Grypkę żołądkową czy może ptasią? Wizytę u ginekologa? Czy może odrę, różyczkę lub koklusz?
 - Daj mi to – powiedziałam, wyrywając pierwszą lepszą karteczkę. Gdy przeczytałam jej treść, zrobiłam wielkie oczy. – Jestem pewna, że nauczyciele w to uwierzą! Bo mi zawsze puchnie mały palec od okresu a mój pediatra nazywa się… doktor Pierd?
 - Nie czepiaj się doktora Pierda, co? –burknął David. – Poza tym walczyłyście dzielnie, należy wam się przerwa.
 - A ty wiesz dlaczego my tak walczyłyśmy? –spytała Maya.
 - Urażono naszą dumę! – krzyknęła Stella,zanim chłopak otworzył usta. – Bieber powiedział, że nigdy nie wygramy.
- Ale to nas zmotywowało! –włączyła się Annie.
 - Przecież wiem – mruknął Dav nieuważnie. –Sam mu ka… – więcej nie powiedział, bo zasłonił sobie usta ręką.
______________________
W Końcu rozdział! 
Nie mogę informować na GG, bo komputer mój ma dziwne zdolności do psucia się w najmniej oczekiwanych momentach.
Toto powyżej napisałam dzięki laptopowi mojej psiapsióły, SARY!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz