niedziela, 20 stycznia 2013


1. Czy mógłbyś łaskawie ruszyć swój tyłek i stąd isć?


      1. Czy mógłbyś łaskawie ruszyć swój tyłek i stąd iść?
        Siedziałam w szatni i starałam się myśleć o czymś przyjemnym. Niestety, niezwykle rozpraszająco działał na mnie fakt, że za chwile miałyśmy rozegrać decydujący mecz z Hologay High, mistrzyniami stanu Georgia.
          Pociłam się z nerwów tak mocno, że spokojnie mogłabym zamienić Saharę w kolejny ocean. Zaczęłam nerwowo chodzić wte i wewte, ale jakoś nie mogłam wybić sobie z głowy faktu, że jeśli przegramy to możemy zapomnieć o mistrzostwach siatkarskich.
           Inne dziewczyny były w podobnej rozsypce psychicznej. Większość z nich chodziła szepcąc nerwowo bądź wyłamując sobie palce. Wiedziałam, ze taki stan ducha absolutnie nie pomaga w grze. Postanowiłam przestudiować wyniki naszych przeciwniczek, czym nakręciłam się jeszcze bardziej (o ile to było jeszcze możliwe). No bo ludzie, one nie miały na swoim koncie ANI JEDNEJ PORAŻKI!
            Nagle do szatni wpadła rozentuzjazmowana Camilla, uniemożliwiając mi tym samym bolesną kontemplację. Szepnęła mi na ucho, ze trzyma za mnie kciuki i ze przyprowadziła gościa tak specjalnego, że naszym rywalkom gały wyjdą na wierzch. Ale zanim zdążyłam ja wypytać kto to jest, czy go znam i toleruję, ona wybiegła z pomieszczenia postukując szpilkami.
            Taaaa, Cam była osobą która prędzej by się zabiła, niż wyszła z domu niemodnie ubrana. Poza tym cudem było, gdy nie miała na sobie kilkunastocentymetrowych obcasów. (A gdy je miała, była ode mnie o głowę wyższa!) Chwilami miałam wrażenie, że ona nawet w nich śpi. Wrażenie to było jak najbardziej uzasadnione, gdyż Camilla nosiła szpilki nawet na lekcję wuefu.

            Nagle gwizd obwieścił nam, ze mamy zacząć się rozgrzewać, gdyż mecz zacznie się już za chwilę. Omal nie udusiłam się własna śliną, jak go usłyszałam, ale dzielnie pokonałam przerażenie i gulę w gardle. Wyszłam na halę z dumnie podniesiona głową.
            Tam doznałam szoku. Cheerleaderki obu drużyn wykrzykiwały pokrzepiające hasła i nie zwracały kompletnie uwagi, że męska część widowni ślini się patrząc na nie. Co do kibiców, trybuny były szczelnie zapełnione, a dobre kilkadziesiąt lub nawet kilkaset osób stało lub siedziało na kolanach innych osobników. Nie próbowałam nawet odnaleźć Cam wzrokiem, skupiłam się na rozgrzewce.
             Zaczęłam się rozciągać, jednocześnie przypatrując się przeciwniczkom. Były od nas zdecydowanie wyższe. Ich libero miała na moje oko jakieś 1,78m wzrostu, nasza zaś 1,65m. Nie za ciekawie…
             Nasza drużyna przedstawiała się w następujący sposób:
* libero – Maya – bierze udział w grze obronnej, przyjmuje zagrywki i wystawia – 1,65m.
* przyjmujący – ja – przyjmuję zagrywki i bronię, a także atakuję za skrzydła lub z głębi pola- 1,70m
* atakujący – Ann – kończy akcje atakiem po wystawieniu piłki – 1,72m
* środkowy – Veronica – blokuje ataki przeciwnika i atakuje z krótkiej – 1,79m
* rozgrywający – Stella – wystawia piłki do ataku – 1,68m
* drugi blokujący – Melanie – 1,74m
             W porównaniu z wielkoludami o nieogolonych łydkach (ach, mój sokoli wzrok) czułam się mała. Ronnie, najwyższa zawodniczka naszej grupy sięgała ich blokującemu do połowy głowy!
           
              Z trzęsącymi się rękoma zaczęłyśmy grać. Od razu stało się jasne, że są od nas bardziej doświadczone, bardziej wyćwiczone i po prostu lepsze. Pierwszego seta wygrały bez większych problemów, z dużą ilością punktów.
              Zrezygnowane zeszłyśmy z pola. Tam rozwścieczony trener uświadomił nam, że jesteśmy beznadziejne i już przedszkolaki graja lepiej. Brawa dla niego. Jeżeli chciał nas tą gadka zmotywować, to efekt był całkowicie odwrotny. W opłakanym stanie wróciłyśmy do gry.

             Jednak w tym secie zaczęłyśmy się powoli budzić. Mi zdecydowanie lepiej szlo odbieranie, Stells idealnie wyczuwała komu wystawić, a Ann szalała ze ścinami.Przyznam skromnie, nawet ja ładnie walnęłam ze skrzydła. Ronnie blokowała jak szalona i udało jej się zablokować dwumetrowa zawodniczkę!
             W końcowej sytuacji było 24:23 dla naszych przeciwniczek. Zawzięłam się w sobie, ze tego seta wygramy. Ich serw bez problemu odebrałam, Stella pełna poświęcenia przecudnie wystawiła, a Ann… No właśnie, Ann. Zamiast ściąć i doprowadzić do remisu, ta uśmiechała się i mrugała rzęsami w zawrotnym tempie do jakiegoś kolesia. A piłka spadła dokładnie koło niej. tym sposobem nasze rywalki prowadziły 2:0.
            Wkurzona jak nigdy podążyłam za wzrokiem Ann. Napotkałam tam Camillę i Biebera siedzącego koło niej. 
             Że wróć. BIEBERA?!
             Przecież Cam wie, ze biedna Annie ma obsesję na jego punkcie i za każdym razem kiedy on znajduje się w pobliżu 100m, biedulka ma tak potworne palpitacje serca, że nie może się ruszyć.
             Z ciężkim sercem ochrzaniłam Ann, uciekając się do epitetów ‘dupa wołowa’ i’ najgorsza na świecie’. Gdy zauważyłam łzy w jej oczach przeprosiłam ją szybko i skierowałam się w stronę trybun, aby ochrzanić kogoś innego. A mianowicie Cam.
            Szybkim krokiem ruszyłam w jej stronę. Ona rozanielona wybiegła mi na przeciw, ciągnąc za sobą Biebera i jakiegoś głupkowatego osiłka. Rzuciła mi się na szyję, wyraziła ubolewanie na temat wyniku meczu i spytała, czy niespodzianka sie podoba.
 - To miał być ten as w rękawie, tak? – wydarłam się w odpowiedzi. – Tak? To ci coś nie wyszło!
 - Ale… – cielęcy zachwyt zniknął bezpowrotnie z twarzy dziewczyny. 
 - Oświadczam wszem i wobec, ze nasze przeciwniczki nie interesują się pedałami! Za to pedałem stojącym koło ciebie interesuje się Ann! Tak się interesuje, ze zamiast grać woli do niego oczka puszczać!
 - Słuchaj – odezwał się owy pedałek alias Justin Bieber. – Nie obchodzi mnie twoja Ann i jej  mania. Przyszedłem pooglądać mecz. 
 - Przez ciebie przegrywamy! – wrzasnęłam wkurzona do granic możliwości.
 - Przeze mnie? – spytał chłopak z wyjątkowo nieinteligentnym wyrazem twarzy.
 - Tak, przez ciebie. A skoro to już ustaliliśmy, czy mógłbyś łaskawie ruszyć swój tyłek i stad iść?
 - Ty się odczep od mojego tyłka – burknął ten obrażony. Chyba zraniłam jego uczucia. Och, jakże mi przykro. 
 - A skoro jesteśmy przy temacie twoich pośladków, podciągnij lepiej spodnie, bo gaciami świecisz! – prychnęłam, nie mogąc się powstrzymać od tej uwagi.
 - Patrz na siebie! – krzyknął, a jego głos zamienił się w piskliwy dyszkant.
 - Prześliczny głos – udałam zachwyt. – Jak śpiewaczka operowa. A skoro omówiliśmy już problem twoich pośladków i jęków, spadaj.
 - Nigdzie nie idę – odezwał się ten. – Nawet jakbym poszedł, to byście przegrały! A wiesz dlaczego?
 - No słucham – powiedziałam, dumnie wypinając pierś.
 - Bo jesteście za słabe – stwierdził jadowicie, wzruszając ramionami. – Przydałby sie wam prawdziwy cud, żeby wygrać.
            Aż zatrzęsło mną z oburzenia. Przepraszam bardzo? Czy on jest moim trenerem, żeby wygłaszać takie opinie? Nie! Jest tylko głupkowatym chłoptasiem z gitara, który w życiu piłki na oczy nie widział!
            Camilla przysłuchiwała się naszej rozmowie z takim zainteresowaniem, jakby oglądała nowy odcinek telenoweli. Brakowało jej tylko popcornu. Oczywiście, ani myślała mi pomóc. Doprawdy, świetna przyjaciółka.
 - Żebyś się tylko nie zdziwił – odparłam zajadle. – Jeszcze wygramy, a wtedy to już będziesz mi mógł tylko podeszwy lizać! 
            Po tych słowach odeszłam od nich dumnym krokiem, nie zwracając uwagi na to, ze Bieber jeszcze coś za mną krzyczał. 
            Kiedy zeszłam z trybun zauważyłam, że trener znów zaspokaja swe niespełnione ambicje i wrzeszczy na moje biedne koleżanki. Warto dodać, ze trener to opasły facecik pod pięćdziesiątkę, który nie myje zębów i cały czas opowiada o tym, jaki był wspaniały i jak wszystko stracił przez kolegów. A dokładnie przez kolegę wódkę i kolegę szlugę. A teraz udaje nie wiadomo kogo i się drze. Biedulki wyglądały tak, jakby ktoś spuścił z nich całe powietrze. Nie sprawiały wrażenia dobrych zawodniczek, a co dopiero zwyciężczyń. Dopiero teraz odczułam bolesną prawdę w kpinie Biebera.
            Nabuzowana prawie podbiegłam do dziewczyn. Nie zwracając na wrzeszczącego faceta, który mało się nie opluł z emocji, zaczęłam podniesionym głosem opowiadać cała rozmowę i streszczać zaistniała sytuację.
            W oczach moich towarzyszek zaczęła pojawiać urażona duma i wściekłość. Nawet Ann, która zazwyczaj bezkrytycznie uwielbiała swojego idola i  w każdej jego wypowiedzi widziała przejaw geniuszu, zaczęła rzucać niewybrednymi epitetami w jego stronę.
            Wspólnie uznałyśmy, że najpierw musimy wygrać, a słodką zemstę zaplanujemy później. Maya, która oprócz niebywałego talentu sportowego miała także łeb na karku i wodziła rej w kółku matematycznym zaczęła obmyślać strategię. Przyłożyła palec do ust i w skupieniu wpatrywała się w jeden punkt, a żadna z nas nie odważyła się nawet pisnąć. Nagle jej twarz rozjaśnił uśmiech, a ja już wiedziałam – miała plan.
 - Słuchajcie! – rzuciła do nas szybko. – W ostatnim secie grałyśmy dobrze, nawet bardzo dobrze. Pamiętajcie atak Des ze skrzydła?
 - No! – krzyknęła Stella. Miała zwyczaj mówić szybko i zaczynać zdania od ‘no’. – To było piękne! Piłka praktycznie zatrzymała się tamtej w rękach!
 - A pamiętasz dziewczynę, która miała takie problemy z odebraniem? – zwróciło się do mnie nasze ciemnowłose libero (Maya była Włoszką)
 - Takiej twarzy nie da się zapomnieć – stwierdziłam zgryźliwie. 
 - Celuj w nią – poradził mózg naszej drużyny. – Ona ma problem z przyjmowaniem piłek na wysokości klatki piersiowej. A ta w kitce…
 - I z łydami jak szympans… – wtrąciłam niewinnie, a Mel zachichotała.
 - Cicho! – zganiła mnie Maya. – Ona ma problem z przyjmowaniem serwów, które idą bardzo w prawo. Trzy razy pod rząd źle odebrała, kiedy Ann tak zagrywała.
 - Czyli jeśli sytuacja pozwoli, mam celować na jej prawą stronę? – upewniła się fanka Biebera, na twarzy której malowała się uraza.
 - Poza tym – ciągnęła szybko Maya, gdyż przerwa nieuchronnie zbliżała się ku końcowi – Ronnie i Mel, wy tak ładnie zablokowałyście atak tej rosłej brunetki. Była zupełnie zszokowana! Powtarzajcie, ile razy się da!
 -  Tak jest, kapitanie! – zaśmiały się obie.
 - Aha, i wystawiajcie piłki na lewo, kiedy ta z piegami będzie na drugiej linii. Jest zupełnie ociężała, jeśli chodzi o rzucanie się do piłki!
 - Coś jeszcze? – pospieszyłam ją, patrząc na wielki zegar na hali i stwierdzając, że zostały nam jeszcze dwie minuty.
 - Ta – mruknęła gorączkowo Maya, szukając w pamięci odpowiednich fragmentów gry. – Poza tym, ta z piegami którą poprzednio omówiłyśmy upodobała sobie Des, kiedy serwuje. Prawie zawsze piłki lecą do niej… A, Annie, jeśli byś mogła, nie celuj piłek w ich libero, ona świetnie przyjmuje!
 - Okey – zgodziła się Ronnie.
 - I jeszcze jedno. Każda ubezpiecza każdą, wspieramy się. Piłka nie ma prawa upaść na boisku!
            Po tych słowach skupiłyśmy się w gromadzie, wyrzucając ręce w górę i wydajać z siebie niezidentyfikowane okrzyki. Potem z podniesionymi głowami weszłyśmy na boisko. Naprzeciw nas stanęły dziewczyny z Hologay High, uśmiechając się kpiąco. Widać było, że uważają tego seta za formalność.
           Sędzia obwieścił początek seta. Mając w sercu rady Mai, grałyśmy, wkładając w to całe nasze dusze. Zaczęłyśmy działać jak drużyna, przyjmować najtrudniejsze piłki i, co najważniejsze, czerpać przyjemność z samej gry.
           Punkty samoistnie zaczęły się sypać, a my, błyszcząc asami serwisowymi, ostrymi zagraniami, dobrym rozgrywaniem i cholernie perfekcyjnymi atakami bez większych problemów wygrałyśmy seta.  
           Jak na skrzydłach zeszłyśmy z boiska. Tam rozanielony trener zaczął nas ściskać, przytulać i gratulować, jakbyśmy już wygrały cały mecz. A nasze przeciwniczki jakby nieco oklapły.
           Mimo udanego początku nie mogłyśmy sobie odpuścić i grać gorzej. Nasze olbrzymie przeciwniczki również nam nie odpuszczały. Gra stawała się coraz bardziej zaciekła. Piłka z niewiarygodną siłą przelatywały to na naszą stronę, to na stronę przeciwną. Owe piłki były bronione z zacięciem i zawziętością godną mistrzów. Wszystkie, bez wyjątków, miałyśmy kolana poobdzierane do krwi (nasza kochana szkółka postanowiła oszczędzić na ochraniaczach) oraz zsiniałe nadgarstki.
           Nie licząc ran gryzłyśmy wargi nie zwracając uwagi na ból, gdyż sytuacja była wyjątkowo wyrównana. Było 24 do 23 dla nas. Piłka meczowa. Mel starała się ukryć zdenerwowanie kamienną twarzą, ale widziałam, jak drgała jej prawa powieka. Ale stres nie zjadł jej do końca. Pięknym, pewnym ruchem podrzuciła piłkę, a potem takim samym ruchem uderzyła w nią dłonią tak, ze aż huknęło. 
            Myślałam, ze będzie as, ale jakimś cudem się wybroniły, oddając jednak piłkę bez kontry. Odebrało ja nasze włoskie libero, Stella wystawiła prościusieńko na mnie, a ja, mając w pamięci słowa Mai, walnęłam w owa dziewczynę z końskim zgryzem, która miała problem z odebraniem. Tym razem tez jej się nie udało, więc oficjalnie było dwa do dwóch. 
            Teraz nadszedł czas na tie-break. 
             Tu gra była jeszcze ostrzejsza niż w poprzednim secie. Obie drużyny wiedziały, ze gramy o wszystko, albo o nic. Że wygrany pojedzie na zawody, a przegrany obejdzie się smakiem. Publika szalała, co raczej nie pomagało nam się skoncentrować. Ale nie pozwalałyśmy sobie stracić żadnej z piłek. Obijałyśmy wszystko. Przez takie nastawienie Ronnie miała rozwaloną wargę, a Mel nogę cała we krwi. Nie przerwały jednak gry.
            W końcu, po długich staraniach było 14 do 14. I piłka dla nas. na moje nieszczęście, ja serwowałam. Jeśli zwalę, one zdobędą piętnasty punkt. 
            Z ciężkim sercem skierowałam się na zagrywkę. A jeśli trafię w siatkę? A jeśli przestrzelę? Spojrzałam na Camilę, gdyż w tej wyjątkowej chwili potrzebowałam wsparcia duchowego. Cam skakała, wrzeszczała i uśmiechała się do mnie. Obok niej Bieber też kibicował z uśmiechem na ustach. Drużynie przeciwnej – byłam tego zupełnie pewna. Zatrzęsła mną złość. Chcąc udowodnić Bieberowi, ze jednak wygramy, udałam, że chcę strzelić na lewo. W ostatniej chwili skierowałam piłkę w prawy tylny róg boiska. 
            Ależ huknęło!
________________________
Witajta! Tak miał być w sobotę, ale mi się przeciągnęło xd
Jeśli chodzi o NN, mogę was informować na blogach, lub też przez GyGy.
Moje GyGy to 40100395
Dziękuje za komentarze!
bye :*


   

Bohaterowie

    Bohaterowie:
             
                            Destiny Clarkson 17 lat
Wesoła, szalona i niezwykle pewna siebie czarnulka. Wygadana, niczego, ani nikogo się nie boi. Uwielbia stawiać na swoim. Dzięki urokowi osobistemu, sprytowi i niezwykłemu szczęściu zawsze spada na cztery łapy. Choć przez niektórych jest uważana za chłopczycę, ma powodzenie u płci przeciwnej. Ona sama jednak widzi chłopaków jedynie w roli swych przyjaciół i towarzyszy.
Jest niezwykle utalentowaną aktorką. Bardzo wysportowana, nie lubi zbyt długo siedzieć na jednym miejscu. Tańczy, pływa, jeździ na rolkach i łyżwach, gra w siatkówkę itp. Jest nadzieją wuefistów, obstawia każde zawody.
Nie jest zbyt dobra uczennicą, ale ma talent do pisania.
          
 
                             Justin Bieber 17 lat
 Sympatyczny i spragniony wrażeń koleś. Optymista, zawsze uśmiechnięty. Ma duże poczucie humoru, swoimi tekstami potrafi rozśmieszyć każdego. Traktuje wszystkich jednakowo, jest szczery i bezpośredni. Kocha go damska połowa szkoły, ale on szuka naturalnej i szalonej dziewczyny.
Śpiewa na wszystkich szkolnych apelach, jest dumą dyrekcji. Gra na wszystkim, na czym się da (w tym na ludzkich nerwach i na konsoli). Sportowiec, gra w nogę, kosza i hokeja. Lubi spędzać aktywnie czas, np. jeżdżąc na desce.
Uczy się dobrze. Nie cierpi biologii, ale ma talent do zapamiętywania dat.
            
                                  Camilla Johnson 17 lat
Sprawia wrażenie osoby urodzonej w szpilkach i makijażu. Kocha modę i imprezy. Kocha zakupy, zakupy i… zakupy! Czasem płytka, ale w gruncie rzeczy przyjacielska. Totalne przeciwieństwo Des oraz jej najlepsza kumpela. Może mieć każdego, ale ona woli starszych.
Absolutnie nie lubi sie ruszać. jedyne wyścigi w których bierze udział to te po najnowsze szpilki. Gdy dostanie piłkę w swoje ręce, najczęściej ktos obrywa.
Okropna uczennica. ma za to niezwykły talent do narzekania i krytykowania wszystkiego.
                                                       David Cooper 17 lat
Kompletnie odjechany koleś. Żartowniś, nie martwi się tym, co będzie za tydzień. On żyje chwilą. Jego siła napędową są słodycze i jego kolejne dowcipy. Nie przejmuje się opiniami innych. Kochają się w nim niegrzeczne dziewczynki, ale on kocha samego siebie.
Na boisku daje z siebie wszystko. kocha prawie każdą dyscyplinę sportu, ale jego faworytem są zdecydowanie solówy i bójki za halą.
Rozwala każda lekcję, na której się pojawi, postrach nauczycieli.     
_______________________
Jestem z siebie niezwykle dumna! W końcu mi się udało i git! :D
Następny rozdział dodam w sobotę!
Bye

Brak tytułu

 Hi, my dears.
Witam na moim nowym blogu.
Będzie to opowiadanie o Justinie Bieberze i ….
mam wiele postaci i wiele pomysłów.
Bohaterów dodam niebawem i obiecuję Wam, że następnym razem będziecie mogli wybrać bohaterkę.
Do napisania!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz